
- przez Maggie
Już jakiś czas temu pokazywałam Wam w Fototygodniu mój parapet z ziołami. Od zawsze wiedziałam, że stworzę coś takiego, kiedy będę mieszkać w końcu “na swoim”, więc po wyprowadzce z domu rodzinnego wzięłam się do roboty. Obecnie w mojej “kolekcji” znajdują się kolendra, pietruszka naciowa, rozmaryn, mięta, bazylia oraz młode, zasiane przeze mnie, oregano, tymianek i bazylia cytrynowa. I sałata masłowa, ale tej jednak do ziół daleko
Choć od zakupienia mojej pierwszej rośliny minęło zaledwie 1,5 miesiąca, wiem że pomysłem stworzenia domowego zielnika otarłam się o genialność (cytując mojego wykładowcę od karnego ;)). I przy okazji zaliczyłam chyba wszystkie możliwe klęski żywiołowe. Niedoświetlenie, prześwietlenie, przelanie, przesuszenie, gnicie, pleśnienie korzeni, a obecnie jestem w końcowej fazie zwalczania mszyc. Sporo tego, ale najszybciej uczę się na błędach i powoli wyprowadzam mój “ogródek” na prostą.
Wracając do pytania tytułowego – jak najbardziej warto uprawiać swoje zioła!
Po pierwsze, zielony parapet wygląda o wiele lepiej niż biały, marmurowy, granitowy czy jakikolwiek inny. Zioła nadają kuchni domowego charakteru i ją ożywiają.
Po drugie, w każdej chwili mamy pod ręką to, co akurat jest nam potrzebne. Koktajl pietruszkowy o 6 rano? Żaden problem! Twarożek ze szczypiorkiem w środku nocy? Dwa kroki w jedną i drugą stronę i zieleninę masz na desce do krojenia. Niesamowita wygoda! W każdej chwili możesz dodać miętę do drinka czy zrobić bazyliowe pesto bez robienia rundki po sklepach w poszukiwaniu świeżych liści.
Po trzecie, wiesz co jesz. Nigdy nie będziesz mieć 100% pewności co do tego, czy pęk koperku/pietruszki/szczypiorku kupiony na targu nie miał styczności z pestycydami, choćby straganowa babcia stawiała na to swoją rękę. Rośliny, które uprawiasz w domu, nawozisz i opryskujesz (lub nie) tylko tym, na co sam się zdecydujesz. Mnie udało się pozbyć mszyc mlekiem i wywarem z czosnku. Myślisz, że osoby uprawiające zioła na skalę przemysłową bawiłyby się w coś takiego?
Po czwarte, rośliny to tlen i wiedzą o tym już dzieci w podstawówce. Im więcej ich w mieszkaniu – tym lepiej. Odświeżają więc nie tylko wygląd pomieszczenia, ale i powietrze. A część z nich (np. bazylia czy mięta) ma tak intensywny zapach, że mogą spokojnie zastąpić odświeżacze powietrza.
Jedynym minusem jest fakt, że zioła to nie kaktusy i potrzebują one znacznie więcej uwagi. Wśród tego, co zaobserwowałam na moim parapecie, najwięcej uwagi wymaga mięta, którą podlewam co 1-2 dni. Zdarzyło mi się ją przesuszyć, ale na szczęście jest dość wytrwała i lekko zwiędnięta po podlaniu powraca do swojej pierwotnej formy; podobnie sprawa ma się z bazylią. O wiele mniej szczęścia ma kolendra czy pietruszka, które początkowo wręcz marniały w oczach. Są stosunkowo delikatne i naprawdę łatwo o ich przelanie czy przesuszenie, ale kiedy doszłam do wprawy, odwdzięczyły się pięknymi zielonymi koronami.
Podsumowując, stworzenie takiego zielonego kącika w kuchni było świetnym pomysłem. Przy okazji po raz kolejny odezwał się mój zmysł ogrodniczy (chyba mam to po babci ;)) i planuję założenie mchowego mini-terrarium i domowego “skalniaka” z lithopsami i kaktusami uprawianymi od nasionek. Trzymajcie kciuki za powodzenie akcji
Na koniec kilka zdjęć mojej “kolekcji”:
Co Wy sądzicie o uprawie ziół w domowym zaciszu? Macie swoje zielone kąciki w kuchni, czy może dopiero planujecie ich założenie?
ostro, nie wiedziałam, że tym się można pozbyć mszyc – ostatnio na stancji przez to pozbyłyśmy się ze współlokatorką ogródka, to był dramat.
to może się damy namówić raz jeszcze
no właśnie, to nie kaktusy i potrzebują sporo uwagi
moje dotychczasowe zieleniny niestety nie miały u mnie za dobrze, dlatego zrezygnowałam z ich uprawiania
ja jak zawsze zaczynałam sadzić zioła samemu kończyło się na tym, że nic nie rosło haha
Super pomysł!
Jeszcze nie dorobiłam się zielnika na oknie, ale za to za oknem mam całą ogródek tylko dla siebie- bez żadnej chemii

Obserwuję i zapraszam na urodzinowe rozdanie
Dopiero jestem w trakcie planowania ziołowego parapetu. Jedyne co mnie zniechęca – zioła to nie kaktusy. No właśnie, a przy mnie to tylko kaktusy potrafią przeżyć. Mimo wszystko spróbuję
moja mama się wczuła i posadziła na balkonie kwiaty, czosnek, miętę, pomidorki i w ogóle kilka innych rzeczy
Zazdroszczę cierpliwości, ja niestety zabijam wszystkie roślinki, nawet kaktusy. A jak ja ich cudem nie wykończę to mój kot bardzo szybko naprawi ten błąd. Na szczęście teściowa ma swój zielony kącik i chętnie się dzieli
Ależ piękny, pozytywny blog! Również jestem fanką domowego "ogródka"
Właśnie zainspirowałaś mnie do stoczenia jeszcze jednej wojny z miętą. Bo też miętę kocham, w szejkach, w kawie, herbacie, w sałatce, … no we wszystkim. Tymczasem moje dotychczasowe próby hodowania jej w doniczce spełzły na niczym :^( Ale może tym razem się uda!
Zielony parapet uwielbiam
Nie tylko pięknie wygląda, ale zawsze mam pewność, że będę miała świeże zioła do posiłku 
I zdrowe przede wszystkim
Bez nawozów, pestycydów, środków grzybo-, bakterio-, pleśnio- i owadobójczych czy spalin samochodów 
Mięta jest bardzo prosta w uprawie!
Przy niej właściwie niczego nie musiałam się uczyć, wystarczy podlać ją raz na 1-2 dni i tyle 
Dziękuję bardzo!

Domowe i przydomowe ogródki to naprawdę świetna sprawa. Wiemy co jemy
Dobrze mieć taką teściową
Ja zawsze mogę skubnąć trochę od rodziców, którzy mają ogródek pod domem albo od babci, ale gdzie nie sięgnąć, to ponad 100 km odległości i w środku nocy nie dostanę mięty 
O proszę!
To fajnie masz
Mi parapetów już brakuje, a też pomidorki chciałam
I paprykę…
Jeśli nie wyjeżdżasz na długo, to dasz radę
Super
W moim domu rodzinnym też miałam taki ogródek za oknem, teraz niestety nie mam możliwości…
Trzeba uważnie obserwować, co dzieje się w doniczce, dbać o światło, wodę… Wtedy wszystko rośnie
Człowiek uczy się na błędach
Ja też prawie straciłam kolendrę, ale w końcu doszłam do tego, czego jej brakuje 
Próbujcie, próbujcie
Skoro już go miałyście przez jakiś czas, to wiecie, że to fajna sprawa
Powodzenia!
To ja miałam kataklizmy: odpadanie liści, żółknięcie, usychanie i właśnie te nieszczęsne mszyce.
Mszyce na mięcie? Podobno nie lubią one jej zapachu, więc to dziwne… U mnie mszyce były na pietruszce, kolendrze i sałacie.
Ewentualnie kupiłaś już przesuszoną roślinę. Ja, kiedy widzę, że liście zaczynają więdnąć, wlewam sporo wody do doniczki i mięta zawsze odżywa.
A opadanie i żółknięcie liści to pewnie przez zbyt rzadkie podlewanie
Ja zaczęłam od bazylii, bo od jakiegoś czasu nie wyobrażam sobie bez niej życia. Może wkrótce skuszę się na więcej

Zapraszam na mojego bloga o sportowym stylu życia
http://trocheruchu.blogspot.com/
Muszę się w końcu zmobilizować, bo zawsze brakuje mi mięty do wody