Hello keto, my old friend!

Tak, wróciłam na keto. Ale nie na stałe i tego jestem w 100% pewna. Również nie z powodów zdrowotnych ani ideologicznych. Ale z próżności i chcąc pójść na łatwiznę.

I tak, wiem, nie raz i nie sto pisałam o tym, że dieta to styl życia. I że tylko trwałe zmiany dają trwałe efekty. Co więcej – wciąż się pod tym podpisuję! Ale mając tę wiedzę, którą mam teraz i wiedząc, jak na rożnego rodzaju bodźce będzie reagował mój organizm, mogę sobie na to pozwolić. Ostrzegam jednak – nie róbcie tego w domu.

Dlaczego znowu ketoza?

Sylwetka na keto

Pierwszym powodem, dla którego zdecydowałam się znowu przejść na dietę ketogeniczną, jest mój wygląd i sylwetka. Nie ma co ukrywać, że zamknięcie siłowni spotkało się ze spadkiem mojej motywacji i zapału do treningów. Brak dostępu do siłowni i większego asortymentu ciężarów to również mniejsza objętość i intensywność treningowa. Dlatego też moje ciało po 3 miesiącach lockdownu nie wyglądało już tak dobrze, jak w czasie, kiedy trzymałam reżim treningowy.

Natomiast dieta niskowęglowodanowa działa na mnie nadspodziewanie dobrze i sylwetka wygląda na niej najlepiej – a na tym mi zależy w tym momencie najbardziej. Lepszy wygląd idzie też w parze z dobrym samopoczuciem, a dzięki temu wróciła mi ochota do treningów, więc formę robię i dietą, i aktywnością.

Fit dziewczyna

Termogeneza na ketozie

Produktem ubocznym czerpania energii z tłuszczu jest wytwarzanie dużych ilości ciepła. Tłuszcze są bardziej kaloryczne niż węglowodany i stąd wynika cała różnica. W bardzo dużym skrócie, rzecz jasna 😉

Aż do tej zimy, nigdy nie miałam problemów z marznięciem podczas psich treningów. A dodam, że często w weekendy jest to 8-10 godzin spędzonych na dworze z dwiema 15-minutowymi przerwami na ruch. Jednak w tym roku wszystko się zmieniło i marzłam już jesienią! Być może to wina braku treningów, co w połączeniu z siedzącą pracą zaowocowało osłabionym krążeniem. Fakty są jednak takie, że kilka warstw ciuchów, bielizna termoizolacyjna, śniegowce i dwie kurtki bywały niewystarczające. Obecnie, po 3 tygodniach na keto, ten problem już nie jest tak nasilony. Częściowo jest to zasługa powrotu do treningów, ale w lwiej części – ketozy i przestawienia się na lipidowe paliwo.

Mniejsze zapotrzebowanie na sen

Na ketozie, z uwagi na spowolnienie starzenia się komórek (znowu duży skrót), nie jest potrzebny tak długi sen. W chwili obecnej przy dwóch psach w czynnym treningu, moich treningach domowych, pracy na etacie i rozkręcaniu marki własnej, te kilka dodatkowych godzin jest dla mnie niezwykle cenne. Obecnie mój sen skrócił się z 10h do 7h, ale poprzednio na keto wystarczało mi jedynie 6 godzin na dobę. Taki czas byłby najbardziej optymalny, ale godzina w tę czy w tamtą nie robi mi aż takiej różnicy.

Ketoza nie dla wszystkich

Te 3 elementy sprawiły, że zdecydowałam się na powrót do diety ketogenicznej. Nie chcę jednak, abyście kierowani tym wpisem również na nią przechodzili.

Po pierwsze – ja znam swój organizm na keto i wiem, jak reaguje na obcięcie węglowodanów i podwyższenie tłuszczów. Wiem też, co mogę jeść, a czego nie toleruję, jak i to, jaki rozkład makro jest dla mnie optymalny.

Po drugie – ketoza nie jest prostą dietą. Aby nie nabawić się niedoborów, trzeba odpowiednio bilansować posiłki i najlepiej suplementować się naturalnie. Innymi słowy – czerpać mikroelementy i witaminy z warzyw, nasion i orzechów.

Dlatego też powtórzę się na koniec – nie róbcie tego w domu! 😉 Chyba że wcześniej nabędziecie odpowiednią wiedzę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę