Mój tonik pichtowy |
Czas na pierwszy post dotyczący pielęgnacji. Ostatnim czasy wypróbowałam niezliczoną ilość środków do niej przeznaczonych, w związku z czym ciężko było m wybrać bohatera pierwszego postu o tej tematyce. Ale jest i on! 🙂
O toniku pichtowym słyszał chyba każdy, kto walczył z wągrami. Olejek pichtowy+nafta/petroleum i wycieramy czarne skurkowańce 😉 Ten miks jednak mocno przesuszył mi skórę i spowodował wyskoczenie kilku niemile widzianych gości. Na szczęście używałam go tylko dwa dni. Przez ten czas bowiem “leżakowała” druga wersja pichtowego toniku, której zawdzięczam naprawdę porządne oczyszczenie porów. Oryginalny przepis pochodzi z tego bloga.
Spis treści artykułu
ToggleSkładniki
- Woda destylowana (ewentualnie przefiltrowana i przegotowana),
- Spirytus salicylowy,
- Ziele fiołka trójbarwnego (popularnie zwanego bratkiem),
- Olejek pichtowy,
- Olejek z zielonej herbaty,
- Butelka z ciemnego szkła.
Przygotowanie
Do szklanki wsypujemy 2 łyżki ziela bratka i zalewamy spirytusem (przynajmniej tak, żeby je przykryć). Dodajemy po 15 kropel każdego z olejków i uzupełniamy wodą. Odstawiamy na 2 dni do lodówki.
Ja swoim tonikiem przecieram twarz minimum 2 razy dziennie, a widoczne efekty zobaczyłam po dwóch dniach używania 🙂 Naprawdę warto spróbować, tym bardziej, że składniki nie są drogie, więc w razie ewentualnej porażki nie będzie szkoda wyrzuconych pieniędzy.
Dodam jeszcze, że w mojej walce z zaskórnikami nie pomagały żadne żele, pianki, mleczka, toniki, sera, maseczki zwykłe ani peel-off… Nawet osławiona domowa maska z mleka i żelatyny. Tak więc ten tonik uratował mi życie. Szkoda tylko, że doceniłam go dopiero po trzech dniach “odwyku”, kiedy to znowu zaczęły robić mi się na nosie czarne kratery. Jednakże wiem, że za kilka dni nie będzie już po nich śladu.
Dajcie znać jeśli wypróbujecie ten sposób 😉