W ostatnim czasie obiecywałam Wam już kilka razy, że wrócę do pisania. I w sumie to wracałam, ale na krótko. Sporo się zmieniło w moim życiu, ja sama też się trochę zmieniłam i ciężko jest mi znaleźć czas na bloga. Nie dlatego, że go [czasu] nie mam – po prostu spędzam go w inny sposób; szczerze mówiąc – bardziej leniwy. Mam nadzieję, że jest to związane tylko i wyłącznie z porą roku i męczącą pogodą i że kiedy zmieni się ona, wrócą mi chęci do odwiedzania Jatomi (nie pytajcie, kiedy ostatnio tam byłam :/ ) i stania w kuchni.
Do napisania dzisiaj skłoniły mnie dwie rzeczy. Pierwsza to fakt, że nie chcę poddać się bez walki i chciałabym już po raz ostatni spróbować wrócić do pisania, może lekko przebranżawiając bloga. Nigdy nie porzucę tematu zdrowego stylu życia, bo mimo tego, że ostatnio bazą mojej diety są tosty i chipsy (VIVA EURO i IO! 😛 ), a sztangę w rękach miałam ostatnio prawie miesiąc temu, to już (powoli, bo powoli, ale jednak!) planuję powrót do starych nawyków. Właściwie to tydzień temu [w momencie publikacji posta – 1,5 miesiąca temu] skończyły mi się wszelkie wymówki, bo w końcu odebrałam prawo jazdy, więc na zdrowe zakupy i siłownię mogę jeździć sama. Opanuję jeszcze tylko wjazd pod górę na raty i parking w CH (bo szczecińskie Jatomi znajduje się na 4. i 5. poziomie CH Kaskada) nie będzie mi straszny.
[W momencie publikacji tego wpisu prawo jazdy mam już od 1,5 miesiąca, a podjazd w Kaskadzie pokonałam ~15 razy.]
Drugim powodem jest… kilka powodów. Są one jednak w pewnym sensie pokrewne, więc postanowiłam je ująć w jednym punkcie. Przez ostatnie tygodnie (a w sumie i miesiące) dostaję od Was sygnały, że chcecie, abym pisała dalej. Dostaję od Was maile i wiadomości na Facebooku, za które bardzo dziękuję i które porządnie mnie zmotywowały. Ponadto Nebeskaa przy okazji naszego spotkania mówiła mi, że pytaliście o mnie również podczas Fit Expo w Poznaniu. Nie spodziewałabym się tego, a z drugiej strony było to tak miłe uczucie, że w przyszłym roku na pewno się tam pojawię 🙂
Ostatnim aspektem są moi znajomi, którzy skarżą się na brak motywacji z mojej strony i od których notorycznie dostaję motywujące kopniaki w postaci SMSów. Bo nie wiedzą co zrobić na obiad. Bo nie wiedzą, jak mają ćwiczyć. Bo nie chce im się ruszyć tyłków z kanap. Bo nie piszę i nie mają czego czytać.
No to piszę. Nie planuję powrotu do 7 postów tygodniowo, nie chcę Wam nawet obiecywać 1 w tygodniu. Ale raz na jakiś czas na pewno coś się tu pojawi. Jak często – to zależy od Was, bo to Wy jesteście dla mnie największą motywacją do pisania 🙂 Jeśli wciąż będziecie tu zaglądać – ja będę pisać. Bo będę miała dla kogo 🙂
Tak więc widzimy (czytamy?) się niedługo!
I tradycyjnie – jeśli macie jakieś propozycje wpisów, wrzucajcie je w komentarzach 🙂