Never say never!

Niejednokrotnie wyrażałam na blogu swoją niechęć do rowerów, wspomniałam też o wypadku, od czasu którego czułam uraz do tego sprzętu. Miał on miejsce kiedy byłam jeszcze świeżo upieczoną gimnazjalistką (11 lat temu!) i od tej pory na rower wsiadłam dwa, może trzy razy – za każdym razem był to niski składak, a trasy, które wybierałam, były nieuczęszczane przez samochody i ludzi – polne lub leśne.
Nie powiedziałam jednak, że nigdy już nie wsiądę na dwukołowego “rumaka”, choć za każdym razem, kiedy ktoś proponował mi przejażdżkę – konsekwentnie odmawiałam. Tak jak kilka tygodni temu, kiedy wyprawę rowerową zaproponował mi mój narzeczony. Dzisiaj to ja wyszłam z propozycją wycieczki, a TŻ z niekrytym zdziwieniem załatwił rowery i ruszyliśmy. Początkowo trasa miała być nieco dłuższa, ale uznaliśmy, że 24 km to na początek wystarczający dystans.

Cóż mogę powiedzieć. Chwilę zajęło mi przywyknięcie do poruszania się na rowerze (myślałam nad tym, ile już nie jeździłam i według moich obliczeń było to co najmniej 7 lat), początkowo też bałam się jechać ulicą i z duszą na ramieniu nasłuchiwałam, czy nie nadjeżdża samochód. Po kilkunastu (albo i kilkudziesięciu) minutach jednak odprężyłam się i z pełną świadomością moich słów mogę powiedzieć, że jazda sprawiała mi przyjemność 🙂 Nalegałam wręcz, abyśmy jeszcze gdzieś pojechali. Było tak fajnie, że żal mi było zsiadać z dwukołowca 😉
Cieszę się, że pokonałam swój lęk i wyszłam ze strefy komfortu – po raz kolejny zresztą. Nie ma lepszego uczucia od tego po wygranej z samą sobą, ze swoją głową i siedzącymi w niej ograniczeniami.

Następny cel – stanąć w końcu na rękach (poprawnie!) albo przynajmniej na głowie/przedramionach. Uda się!

0 komentarzy do “Never say never!

  1. oh Kochana, dokładnie wiem, co czujesz! i ja wyrażałam niechęć do rowerów, ale gdy byłam w Kołobrzegu u rodziny, kuzynka namówiła mnie na wyprawę rowerową wspaniałą ścieżką, zgodziłam się no i tak wyszło, że przejechałyśmy 12km 😉 muszę przyznać, że spodobało mi się na nowo, w dzieciństwie to kochałam i nie wiem, dlaczego tyle lat nie jeździłam 🙂 na początku również musiałam przyzwyczaić się do poruszania się na rowerze, musiałam jakoś utrzymać równowagę i jeździć w miarę prosto, ale to była kwestia paru minut 😉 może razem kiedyś wybierzemy się na taką wycieczkę rowerową? 😀

  2. Gratuluję przełamania strachu, wiem jak trudno przeskoczyć barierę lęku bo podobny problem mam z nartami 🙂 Sama rower uwielbiam i nie ma nic piękniejszego niż pedałowanie i poznawanie pięknej okolicy.

  3. A myślałam, że tylko ja nie przepadam za rowerem. Jeszcze jakiś czas temu jeździłam codziennie na uczelnie rowerem, ale odkąd przerzuciłam się na rolki zapomniałam o rowerze. Mój chłopak ciągle mnie namawia mnie żebym wróciła na rower, może jednak się skuszę 😉

  4. brawo brawo 🙂
    ja miałam 23 lata, gdy nauczyłam się jeździć na rowerze, a teraz nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że tego nie potrafię, bo jeżdżę codziennie 🙂

  5. Wiem o co chodzi. Ja niejednokrotnie mówiłam, że co jak co, ale na basen chodzić nie będę. Nie lubiłam i nadal nie jest to moja ulubiona aktywność, ale kiedy człowiek nagle nie może biegać ani skakać trzeba sobie znaleźć inne zajęcia. I tak 2-3 razy w tygodniu wskakuje w kostium i pływam, a uczucie "po" wysiłku jest taka samo fajne 🙂

  6. niezmiernie cieszę się,że przekonałaś się do rowera, sama jeżdżę dużo i nie mogę sobie wyobrazić jak mogłabym przeżyć bez tego wiatru we włosach,wywołanych prędkością,których na pewno nie wyciągnę podczas biegu:)
    POZDRAWIAM I SZEROKIEJ DROGI :))

  7. U mnie "niechęć" to mało powiedziane. Ja na samą myśl o nim i o tym, że miałabym nim jechać tam, gdzie są ludzie i samochody, reagowałam tak, jakbym zobaczyła tarantulę 😉 Za tydzień znów planujemy wycieczkę, tym razem dłuższą 🙂 Okolica jest tak piękna, że żal by było jej nie poznać, a na bieganie jest mi o wiele ciężej namówić narzeczonego. Niech więc będzie kompromis 🙂
    U mnie z jazdą prosto było podobnie 😀 O ile z równowagą dawałam sobie rade od początku, tak niekontrolowane skręty kierownicy się zdarzały 😉
    A wspólna wycieczka jak najbardziej! 😀

  8. Z nartami miałam podobnie, ale musiałam nauczyć się jeździć, żeby zaliczyć WF 😉 W sumie bardziej niż się bałam, byłam ciekawa tego, jakie to uczucie. I choć byłam przekonana, że coś sobie złamię, skręcę itd., to wskakiwałam w buty, zapinałam narty i po 2 dniach już śmigałam 🙂 A że Ty potrafisz jeździć na rolkach – nie masz czego się bać 🙂 Gorzej jest nauczyć się jeździć najpierw na nartach, a później wsiąść na rolki – wiem, co mówię 😀

  9. No z tymi prędkościami to ja bym akurat nie szarżowała, bo jak widać u mnie nie powalają 😉 Ale to już inna opowieść, bardziej komediowa 😀
    Dziękuję i również pozdrawiam! 🙂

  10. Bieganie nie szkodzi na stawy kolanowe – chyba że już teraz masz z nimi problem, masz nadwagę albo nieodpowiednie obuwie czy technikę. Jeśli nie lubisz biegać to nie zmuszaj się, ale jeśli byś chciała od czasu do czasu wybiec – przyjrzyj się tym aspektom 🙂

  11. I widać to na Twoim blogu 🙂
    Moją najukochańszą na pewno się nie stanie, bo nie ma dla mnie nic piękniejszego od MC, swingów, triceps dips – ale już nie nie lubię roweru 😀

  12. Och, pływanie to ja uwielbiam! 🙂 W ogóle sporty wodne. Woda jest moim naturalnym środowiskiem życia 😀
    Ale wiadomo – są gusta i guściki 🙂

  13. Jak wyglądały początki Twojej nauki? Jestem ciekawa, czy szło Ci tak opornie, jak mi z rolkami 😀
    Ja na rowerze potrafiłam jeździć mając 5 czy 6 lat. Pamiętam, że miałam takiego cudownego BMX-a w kolorze zielony metalic <3 A później rodzice się go pozbyli (że niby wyrosłam, phi!), po paru latach wsiadłam na rower taty, dziura w kolanie i żegnajcie rowery… Aż do soboty 🙂

  14. Na rzęsach, powiadasz? 😀 Muszę je chyba przed tym dodatkowo wzmocnić 😀
    Tutaj akurat są screeny z endomondo, ale częściej korzystam ze sports-trackera.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę