Schudłam, ale… Czas spojrzeć prawdzie w oczy – jestem skinny fat, a do sylwetki sprzed dwóch lat czy nawet 7-8 miesięcy brakuje mi dużo, choć to słowo nawet w 1/100 nie oddaje dramatyzmu sytuacji. Od szczupłej, umięśnionej sylwetki, jaką prezentowałam, dzielą mnie góry, rzeki, lasy i doliny… A tak naprawdę to tylko półtorej miesiąca treningu siłowego. Znam możliwości swojego ciała i odpowiednio dobranego treningu i wiem, że to będzie takie proste.
Od momentu, w którym po raz pierwszy z przerażeniem spojrzałam na cyferki na wadze minęły 4 miesiące. Wtedy zaczęłam zauważać, że moje ciało nie wygląda dobrze. Nie robiłam z tym jednak nic. Później ważyłam się co miesiąc (nie mam w domu wagi, więc robiłam to przy okazji odwiedzin u rodziców), waga rosła, a ja wpadałam w coraz większą panikę. I nie robiłam nic, aby to zmienić. Od 1,5 miesiąca waga spada sama. Wystarczyło zmienić tryb życia, aby zrzucić prawie 10 kg.
Stara ja
Kiedy zaczęłam nową pracę, przestałam przejmować się tym, co jem, skurczył mi się czas, który poświęcałam na treningi, a wracając o 16 do domu byłam po prostu zmęczona. Ponadto opiekowałam się mężem, który akurat przeszedł rekonstrukcję ACL i zwyczajnie chciałam z nim spędzać więcej czasu. Rehabilitacja dawała coraz lepsze efekty, ale tak spodobało nam się oglądanie filmów, zamawianie pizzy i jeżdżenie do McD, że nie chcieliśmy tego zmieniać. Przecież to był takie fajne! I w sumie nadal jest, tylko nie ma na to czasu 😉
Przełom
Przełom nastąpił, kiedy w końcu po kilku latach wiercenia dziury w brzuchu B. zgodził się na zakup psa. Psa, który miał być dla mnie motywacją do ruszenia tyłka z kanapy nawet wtedy, kiedy mi się nie chce.
Nie myślałam, że ten maluch będzie wykonywał swoje zadanie z taką skutecznością. O tym, jak wyglądały pierwsze tygodnie z nim jeszcze napiszę, ale teraz wspomnę tylko, że od godziny 16 (powrót z pracy) do ok. 24-1 w nocy (jego sen) miałam maksymalnie 2-3 godziny dla siebie. Forest był (piszę w czasie przeszłym, bo teraz już się dogadaliśmy pod tym względem) najbardziej absorbującym szczeniakiem, jakiego nosiła Ziemia 😀
Mając tak ograniczony czas, szkoda było mi go marnować na wypad do McD, wolałam przygotować sobie posiłki na następny dzień do pracy, bo codzienne zamawianie jedzenia zrujnowałoby nasz budżet.
Nowa ja
Od 1,5 miesiąca odżywiam się w 90% zdrowo i co najmniej 3 godziny spędzam na spacerach z Forsiem. Kiedy wracam z pracy pierwsze co robię, to zmieniam buty, kurtkę i biorę w rękę smycz. Pisałam już o tym jakiś czas temu, ale najważniejsze po powrocie do domu (z pracy/szkoły/uczelni) to nie siadać. Jeśli usiądziesz – ciężko będzie Ci wstać. Być może nie zda to egzaminu przy pracy fizycznej, ale jeśli przez 8 godzin non stop siedzisz, ta metoda się u Ciebie sprawdzi.
Prosto po pracy idziemy na co najmniej 1,5-godzinny spacer, a jeśli pogoda jest zachęcająca, przeciąga się on nawet do 2,5-3 godzin. Wracamy, Forest śpi, a ja przygotowuję jedzenie. Po godzinie-półtorej wstaje i szykujemy się na kolejny spacer. Ok. 21-22 wychodzimy jeszcze na co najmniej 30-45 minut.
To dzięki niemu przynajmniej tę drugą połowę dnia spędzam w ruchu. Forsio swoje zadanie wykonuje perfekcyjnie ❤
Plany na najbliższy czas
Do idealnego planu dnia brakuje mi jednego – treningu siłowego. Moje pośladki z twardego kamienia stały się mięciutką podusią… A tego nie lubię! Tak więc wdrażam plan treningowy. Mało ambitny, bo nie chcę zawalić wszystkiego od początku. 3 dni w tygodniu, koncentracja na pośladkach i plecach, bo na tym zależy mi najbardziej.
Za 1,5 miesiąca natomiast, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, ruszam ze splitem. Trzymajcie, proszę, kciuki! Przydadzą się, bo w domu ciężej jest się zmobilizować, kiedy widzi się leniuchującego męża 😛
Na koniec mam do Was prośbę. Chciałabym w miarę regularnie publikować tutaj posty, ale potrzebuję Waszej opinii zarówno na temat bloga, jak i mediów społecznościowych. Wobec tego proszę Was o wypełnienie poniższej ankiety. Obowiązkowe są tylko pola z gwiazdką. Ostatnie zostawiam na uwagi, które chcecie zostawić anonimowo, nie w komentarzach.