Tak, znowu zrobiłam sobie niewybaczalnie długą przerwę od blogowania. Na siłowni też ostatni raz byłam w sierpniu (albo na początku września?), zresztą zrezygnowałam już z karnetu. W domu niby ćwiczę, ale to nie to samo… A o zdrowym odżywianiu póki co tylko czytam. Albo oglądam zdjęcia ohasztagowane #fitfood. Nie pomagają.
Ale to nieważne!
Nieważne, bo właśnie spełnia się moje największe marzenie! Na początku grudnia nasza mała rodzinka powiększy się. Zresztą co ja będę pisać – sami zobaczcie:
Jeśli obserwujecie mnie na Instagramie, to wiecie, że na malucha czekam już od kilku miesięcy – konkretnie od sierpnia, kiedy to podjęłam ostateczną decyzję o wyborze hodowli. A tak naprawdę o dobermana wierciłam mężowi dziurę w brzuchu od dobrych 2-3 lat. W grę wchodził jeszcze staffik, ale dobki jednak lepiej pasują do mojego trybu życia i do tego, co chcę z psem robić.
W ubiegły weekend w końcu mogłam zobaczyć nasze cudo. I oczywiście przepadłam, zakochałam się z miejsca. W dodatku chyba ze wzajemnością, bo szczenior uraczył mnie soczystymi buziakami 😉 Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że nie wszyscy są tak zafiksowani na punkcie psów jak ja, ale wierzcie mi na słowo – to niesamowite uczucie, kiedy tak małe stworzenie widzi Cię pierwszy raz, a mimo to akceptuje nowego “kogoś” w swoim życiu i zachowuje się z taką ufnością. Właśnie dlatego kocham psy i wolę zwierzęta od ludzi.
Ostatnie dni były szaloną pogonią za idealną poduszką do legowiska, lekką smyczą, angażującymi zabawkami i najlepszą karmą. Wciąż jestem na etapie poszukiwania poszewek na poduszkę i skórzanej szarej obroży – lekkiej i zapinanej na sprzączkę, a nie na klamrę (skąd się w ogóle wziął ten dziwny pomysł?), ale to już sama przyjemność.
A poza tymi drobnostkami zostało mi już tylko odliczanie dni do odbioru psiaka. Zostało 20. Dwadzieścia długich dni. Ale biorąc pod uwagę fakt, że zaczynałam od odliczania dni do potwierdzenia krycia, teraz pójdzie już z górki.
Trochę chaotycznie napisałam tego posta, ale chyba wyszłam nieco z wprawy. Wniosek jest jeden – potrzebuję więcej praktyki. Będę się starać odezwać tutaj raz na jakiś czas, jednak spodziewajcie się bardziej lifestyle’owych, kosmetycznych i psich wpisów niż relacji z moich treningów – bo po prostu nie ma czego relacjonować, a wymienione wcześniej tematy wypełniają teraz większość moich dni i to o nich będzie mi najłatwiej pisać.