- przez Maggie
Ten wpis powinnam dodać już dawno temu. Pojawia się on jednak dopiero teraz ze względu na to, że wcześniej nie zauważałam rozmiaru tego problemu. To, o czym zaraz napiszę, może wydać się dziwne szczególnie osobom zaczynającym dopiero zdrowy styl życia – dla mnie samej kiedyś było to nie do pomyślenia. A mowa, jak w tytule – o spontaniczności. W treningach i w kuchni.
Większość osób zaczyna “fit lifestyle” trzymając się określonych planów treningowych i gotowych jadłospisów albo przynajmniej przepisów na dania. I wtedy pojawiają się problemy:
- nie mogę skakać, bo jest już późno,
- nie mogę robić przysiadów, bo bolą mnie kolana,
- nie mam hantli/skakanki/sztangi/ekspandera/[…],
- nie mam jednej z przypraw,
- nie mam łososia/kurczaka/krewetek/ryżu/[…].
Co można zrobić w takiej sytuacji? Zniechęcić się, poszukać innego treningu/przepisu albo… zmienić ćwiczenie/sprzęt/składnik. Niby proste, ale na ostatnie rozwiązanie wpada mało osób. Nie raz pod postem z treningami spotykałam się z komentarzami typu: “fajny, ale nie zrobię, bo nie mam skakanki” i podobnie pod przepisami z tekstami: “zrobił(a)bym, ale mam uczulenie o cytrusy”. To oczywiście tylko przykłady, ale tak skonstruowane komentarze widzę naprawdę często – i u siebie, i na innych blogach. A przecież wystarczy tę przykładową skakankę zamienić na high knees, a cytrusy na inne owoce – wystarczy chwilę pomyśleć. I wykrzesać z siebie odrobinę luzu i spontaniczności.
Od kiedy sama kombinuję w kuchni, nie korzystając z gotowych przepisów, nauczyłam się bardzo dużo. Wiem, co z czym mogę łączyć, a jakie miksy kompletnie do siebie nie pasują. Odkrywam nowe produkty, nowe smaki, wykorzystuję nowe pomysły. I nie przejmuję się, jeśli brakuje mi komosy czy świeżego rozmarynu.
Podobnie jest z treningami. Wybieram do treningu te ćwiczenia, na które mam ochotę danego dnia i na które pozwoli mi sprzęt, który przy sobie mam. Oczywiście wcześniej czytałam o tym, jak powinno się komponować treningi – post o tym pojawił się na blogu już jakiś czas temu i jeśli również chcesz sam(a) się do tego zabrać – przeczytaj go koniecznie! Zdarza mi się też wybierać gotowe treningi, ale bywa, że dopasowuję je pod swoje możliwości. Jeśli nie chcę robić jakiegoś ćwiczenia – zmieniam je na inne, angażujące te same mięśnie.
Dzięki temu nie liczę kalorii i nie obchodzą mnie makra posiłków. Słucham swojego organizmu i wiem, czego mu potrzeba i w jakich ilościach. Uważam, że każdy z nas jest inny i jeden rozkład makr czy trening będzie inaczej działał na różne osoby. Najlepiej jest słuchać samego siebie, a porady innych przecedzić przez grube sito, chyba że są to wybitni fachowcy.
Takie swobodne podejście daje mi wolność psychiczną i sprawia, że nie mam już wymówek z jednej strony ani wyrzutów sumienia z drugiej. Cytując klasyka: “Ograniczenia i limty nie interesują mnie” 🙂
A jak to wygląda u Was?
Jak wygląda u mnie to już wiesz. Może na początku takie rozpisane schematy są dobre,ale często mogą prowadzić do obsesji co dobre nie jest. Masz rację że słuchanie siebie to najważniejsze. Często w jadłospisie miałam ustalone np. mięso z kurczaka a w danej chwili miałam ochotę na łososia i co? I przez takie ciągłe odmawianie można doprowadzić do zniechęcenia czy nawet kompulsów.
Take it easy,wrzucić na luz i nie żyć tylko jednym. Rozwijać się spełniać i akceptować a wszystko jakoś się ułoży i z czasem nauczymy się własnego organizmu,jego potrzeb i trybu pracy:)
tak normalnie. bez spiny. krótko i na temat.
Przyznaję, że sama kiedyś trzymałam się ściśle różnych planów, przepisów itp. Teraz nawet bym tak nie potrafiła 😉 Już jakiś czas temu postawiłam na spontaniczność i znacznie lepiej mi się z tym żyje 🙂 Może i wykonuje konkretny i ułożony plan siłowy, ale nie boję się zmienić dnia treningu czy jak najbardziej czasem wymieniam sobie ćwiczenia, gdy na któreś nie mam ochoty. W kuchni nie pamiętam, kiedy korzystałam z gotowego przepisu 😀 Wszystko staram się robić sama. Uwielbiam sama wszystko przyprawiać. Na ogół jest w moich potrawach praktycznie wszystko, ale dlatego, że lubię taki smak 😉 Sypię wszystko na oko, daję co chcę. A jak nie mam jakiegoś produktu to staram się wymyślić, co mogłoby go zastąpić 🙂 Spontaniczność rządzi! 😀 A kcal i makro też nie liczę i zdecydowanie czuję się z tym wspaniale 😉
ja natomiast zawsze muszę wszystko robić po swojemu i modyfikuję przepisy nawet jak mam wszystkie potrzebne składniki i na żaden nie mam alergii. 😉
nie wiem czy zauważyłaś, ale panowie często mają problem z przepisami, jeśli jest napisane tak i tak, to tylko tak i tak ma być, jak w przyslowiowej obsłudze komputera 😉
bardzo lubię spontaniczność w kwestii przepisów i gotowania. moja kuchnia często jest wynikiem tego, co znalazłam w lodówce i co udało mi się skomponować wg własnego uznania, chociaż nie przeczę, że czasami po prostu lepiej by mi chyba było jakbym sie stricte trzymała zaleceń,czasami mogę popłynąć z tą moją spontanicznością
O dziwno, ostatnio weszłam do siłowni, chciałam zobaczyć co i jak, po prostu pooglądać i tak całkiem spontanicznie wyszłam z siłowni z miesięcznym karnetem ^^ Tylko motywacja jakoś mi zanika, teraz nie za bardzo wiem co robić, ponieważ znowu zaczynam podjadać :/ Może coś doradzisz ?? 😀 Z góry dziękuje :p
OD bardzo długiego czasu stosuje się do tych zasad i to daje mi ogromne poczucie szczęścia i satysfakcji. Robię to co lubię, ćwiczę kiedy chcę, jem zdrowo- jestem szczęśliwa. A ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia 😉
bardzo przydatny wpis, wiele osób próbuję sobie tłumaczyć brak zdrowego stylu życia właśnie takimi wymówkami
Wprowadzasz normalnie rewolucję w fit blogosferze :)) Poruszasz naprawdę fajne tematy, z którymi ja już dawno bym się zgodziła i takich wpisów właśnie mi brakowało na tych wszystkich blogach 🙂 Jesteś super!
masz w zupełności racje. Ja mimo, że mam ułożony plan treningowy to i tak ciągle coś zmieniam, i ćwiczenia i powtórzenia, bo bym się zanudziła i syzbko zniechęciła. A jak tylko moge wykonać jakiś inny trening to zawsze stawiam na spontaniczność, jak mnie wyobraźnia poniesie. Jestem z tego bardzo zadowolona i polecam wszystkim. A co do jedzenia to nigdy, przenigdy nie potrrafiłabym trzymac się z góry jakiegos jadłospisu. Już próbowałam i wiem , że to nie dla mnie. Jem to co mam ochotę w danej chwili, bo skąd mam wiedziec co bede chciała jeść za tydzień ? Zycie było by smutne i ponure, keidy bysmy musieli trzymac się sztywno czegoś. 🙂
Nie przyszło mi to wcześniej do głowy, ale rzeczywiście masz rację 🙂 Za to instrukcji obsługi różnego rodzaju sprzętów w ogóle nie czytają 😀
U mnie jest to samo. Nawet jeśli w lodówce mam tylko dwa składniki, zawsze da się coś z nich wymyślić 😉
Co masz na myśli pisząc "lepiej by mi chyba było jakbym sie stricte trzymała zaleceń"?
A wiesz, że byłaś jedną z moich inspiracji do zmiany myślenia? 😉
Nie wiem jak jest u Ciebie, ale moja wyobraźnia nie zna granic 😛
A co podjadasz? Na początku warto przyjrzeć się składnikom, które znajdują się w tych przegryzkach, bo być może czegoś Ci brakuje. Jeśli natomiast podjadasz z nudów, wybierz zdrowe przekąski – warzywa, owoce, owoce suszone – w takiej kolejności.
Ja w takich przypadkach ściśle trzymam się przepisu – ale takie sytuacje rzadko się zdarzają 🙂
Zgadzam się w 100% z drugim zdaniem. Łatwo jest wtedy popaść w obsesję i dorobić się zaburzeń odżywiania.
Amen! 🙂 Masz bardzo dobre podejście 🙂
Bo nie ma się o co spinać 😉
Podpisuję się pod tym 🙂 Są na pewno ludzie, którym odpowiada taki poukładany styl życia, ale z mojego punktu widzenia to jest zwyczajnie nudne i smutne 😉
Strasznie dziękuję Ci za ten komentarz! 🙂 Nie wiem, czy wprowadzam rewolucję; ba, nie mam nawet takiego zamiaru. Ale jeśli ktoś się zainspiruje moimi wpisami, to będzie mi bardzo miło.
Jeszcze raz dzięki! 🙂
Takie wymówki można bardzo łatwo obalić 😉
Aż mi się przypomniał mój wczorajszy komentarz o braku hantelek…^^ Ale nie oznacza to, że nigdy w zastępstwie nie machałam słoikami czy butelkami z wodą! Owszem, machałam i doszłam nawet do wniosku, że skoro moim mięśniom wycisk daje nawet tak niewielki ciężar, to póki co nie ma po co kupować odpowiedniego sprzętu, a za to pomyślę o nim, kiedy zamienniki przestaną wystarczać.
W kwestii gotowania, cóż… Dopiero raczkuję, a moje spontaniczne kuchenny wybryki kończyły się kulinarną katastrofą, no ale "jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz" 😉
Gotowy spis prepisów to koszar dnia codziennego. Ja kombinuję po swojemu opierając się na jakimś przepisie. Miałabym urwanie głowy przy 2-letniej córze wegetariance z własnego wyboru (bo rodzice mięso lubią i jedzą) z taką skrupulatnością w kuchni 😉 Planów treningowych też nie mam, ćwiczę co 2 dni (czasem codziennie czasem mam 3 dniowa przerwę, choć rzadko), ćwiczę na co mam ochotę. Ja nie znoszę utartych schematów.
Pozdrawiam serdecznie!
Kuchnia to trochę czary, nie rozumiem, jak można tak ściśle się trzymać wizji innego magika 🙂
bo wiesz, blogerki są jak horągiewka, dziś piszesz taki post i ci każda przytaknie a jutro będą u innych pisać "fajny trening ale nie mam skakanki" to się dalej nic nie zmienia, tu większość to sezonowce które pompują poślady wyzwaniami i udają fit pisząc kolorowe blogi.jestem wredna, wiem. parszywa i wstrętna ale tak jest.
Współczuje tym dziewczynom, popadają w jakieś paranoje internetowe, jedna mądrzejsza od drugiej.
Uważa się,że nie zrobieniu 5 treningów w tyg jest złem, 3 treningi to już świństwo totalne, nie powiem już o tym jak się nie zrobi ani jednego! jesteś skreślona w fit swerze i spalona u siebie, wpadasz w poczucie winy…
Ja pierdolę, jestem normalna,zdrowa i mam w bani poukładane. tak. jestem zwycięzcą 😀 nie, nie pisałam tego pod wpływem alkoholu tudzież innej używki. Po prostu mam zajebiste podejście do sprawy i wcale się tym nie chwalę 😀
nigdy nie trzymam sie sztwno zasad, zawsze je troche naginam pod siebie :))
Kocham Cię, Matko Polko, za te słowa!
Spontaniczność górą! 🙂
Jestem prawie pewna, że nie jest to jedynie kwestia sportu lub diety. To całościowe podejście do życia tego typu osób.
Super post 🙂 Polecam też lekturę http://ourhappylive.pl/filozofia-kaizen/
Zapraszam