Spontaniczność

Ten wpis powinnam dodać już dawno temu. Pojawia się on jednak dopiero teraz ze względu na to, że wcześniej nie zauważałam rozmiaru tego problemu. To, o czym zaraz napiszę, może wydać się dziwne szczególnie osobom zaczynającym dopiero zdrowy styl życia – dla mnie samej kiedyś było to nie do pomyślenia. A mowa, jak w tytule – o spontaniczności. W treningach i w kuchni.

Większość osób zaczyna “fit lifestyle” trzymając się określonych planów treningowych i gotowych jadłospisów albo przynajmniej przepisów na dania. I wtedy pojawiają się problemy:

  • nie mogę skakać, bo jest już późno,
  • nie mogę robić przysiadów, bo bolą mnie kolana,
  • nie mam hantli/skakanki/sztangi/ekspandera/[…],
  • nie mam jednej z przypraw,
  • nie mam łososia/kurczaka/krewetek/ryżu/[…].

Co można zrobić w takiej sytuacji? Zniechęcić się, poszukać innego treningu/przepisu albo… zmienić ćwiczenie/sprzęt/składnik. Niby proste, ale na ostatnie rozwiązanie wpada mało osób. Nie raz pod postem z treningami spotykałam się z komentarzami typu: “fajny, ale nie zrobię, bo nie mam skakanki” i podobnie pod przepisami z tekstami: “zrobił(a)bym, ale mam uczulenie o cytrusy”. To oczywiście tylko przykłady, ale tak skonstruowane komentarze widzę naprawdę często – i u siebie, i na innych blogach. A przecież wystarczy tę przykładową skakankę zamienić na high knees, a cytrusy na inne owoce – wystarczy chwilę pomyśleć. I wykrzesać z siebie odrobinę luzu i spontaniczności.

Od kiedy sama kombinuję w kuchni, nie korzystając z gotowych przepisów, nauczyłam się bardzo dużo. Wiem, co z czym mogę łączyć, a jakie miksy kompletnie do siebie nie pasują. Odkrywam nowe produkty, nowe smaki, wykorzystuję nowe pomysły. I nie przejmuję się, jeśli brakuje mi komosy czy świeżego rozmarynu.
Podobnie jest z treningami. Wybieram do treningu te ćwiczenia, na które mam ochotę danego dnia i na które pozwoli mi sprzęt, który przy sobie mam. Oczywiście wcześniej czytałam o tym, jak powinno się komponować treningi – post o tym pojawił się na blogu już jakiś czas temu i jeśli również chcesz sam(a) się do tego zabrać – przeczytaj go koniecznie! Zdarza mi się też wybierać gotowe treningi, ale bywa, że dopasowuję je pod swoje możliwości. Jeśli nie chcę robić jakiegoś ćwiczenia – zmieniam je na inne, angażujące te same mięśnie.

Dzięki temu nie liczę kalorii i nie obchodzą mnie makra posiłków. Słucham swojego organizmu i wiem, czego mu potrzeba i w jakich ilościach. Uważam, że każdy z nas jest inny i jeden rozkład makr czy trening będzie inaczej działał na różne osoby. Najlepiej jest słuchać samego siebie, a porady innych przecedzić przez grube sito, chyba że są to wybitni fachowcy.

Takie swobodne podejście daje mi wolność psychiczną i sprawia, że nie mam już wymówek z jednej strony ani wyrzutów sumienia z drugiej. Cytując klasyka: “Ograniczenia i limty nie interesują mnie” 🙂

A jak to wygląda u Was?

0 komentarzy do “Spontaniczność

  1. Jak wygląda u mnie to już wiesz. Może na początku takie rozpisane schematy są dobre,ale często mogą prowadzić do obsesji co dobre nie jest. Masz rację że słuchanie siebie to najważniejsze. Często w jadłospisie miałam ustalone np. mięso z kurczaka a w danej chwili miałam ochotę na łososia i co? I przez takie ciągłe odmawianie można doprowadzić do zniechęcenia czy nawet kompulsów.

    Take it easy,wrzucić na luz i nie żyć tylko jednym. Rozwijać się spełniać i akceptować a wszystko jakoś się ułoży i z czasem nauczymy się własnego organizmu,jego potrzeb i trybu pracy:)

  2. Przyznaję, że sama kiedyś trzymałam się ściśle różnych planów, przepisów itp. Teraz nawet bym tak nie potrafiła 😉 Już jakiś czas temu postawiłam na spontaniczność i znacznie lepiej mi się z tym żyje 🙂 Może i wykonuje konkretny i ułożony plan siłowy, ale nie boję się zmienić dnia treningu czy jak najbardziej czasem wymieniam sobie ćwiczenia, gdy na któreś nie mam ochoty. W kuchni nie pamiętam, kiedy korzystałam z gotowego przepisu 😀 Wszystko staram się robić sama. Uwielbiam sama wszystko przyprawiać. Na ogół jest w moich potrawach praktycznie wszystko, ale dlatego, że lubię taki smak 😉 Sypię wszystko na oko, daję co chcę. A jak nie mam jakiegoś produktu to staram się wymyślić, co mogłoby go zastąpić 🙂 Spontaniczność rządzi! 😀 A kcal i makro też nie liczę i zdecydowanie czuję się z tym wspaniale 😉

  3. ja natomiast zawsze muszę wszystko robić po swojemu i modyfikuję przepisy nawet jak mam wszystkie potrzebne składniki i na żaden nie mam alergii. 😉

  4. nie wiem czy zauważyłaś, ale panowie często mają problem z przepisami, jeśli jest napisane tak i tak, to tylko tak i tak ma być, jak w przyslowiowej obsłudze komputera 😉
    bardzo lubię spontaniczność w kwestii przepisów i gotowania. moja kuchnia często jest wynikiem tego, co znalazłam w lodówce i co udało mi się skomponować wg własnego uznania, chociaż nie przeczę, że czasami po prostu lepiej by mi chyba było jakbym sie stricte trzymała zaleceń,czasami mogę popłynąć z tą moją spontanicznością

  5. O dziwno, ostatnio weszłam do siłowni, chciałam zobaczyć co i jak, po prostu pooglądać i tak całkiem spontanicznie wyszłam z siłowni z miesięcznym karnetem ^^ Tylko motywacja jakoś mi zanika, teraz nie za bardzo wiem co robić, ponieważ znowu zaczynam podjadać :/ Może coś doradzisz ?? 😀 Z góry dziękuje :p

  6. OD bardzo długiego czasu stosuje się do tych zasad i to daje mi ogromne poczucie szczęścia i satysfakcji. Robię to co lubię, ćwiczę kiedy chcę, jem zdrowo- jestem szczęśliwa. A ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia 😉

  7. Wprowadzasz normalnie rewolucję w fit blogosferze :)) Poruszasz naprawdę fajne tematy, z którymi ja już dawno bym się zgodziła i takich wpisów właśnie mi brakowało na tych wszystkich blogach 🙂 Jesteś super!

  8. masz w zupełności racje. Ja mimo, że mam ułożony plan treningowy to i tak ciągle coś zmieniam, i ćwiczenia i powtórzenia, bo bym się zanudziła i syzbko zniechęciła. A jak tylko moge wykonać jakiś inny trening to zawsze stawiam na spontaniczność, jak mnie wyobraźnia poniesie. Jestem z tego bardzo zadowolona i polecam wszystkim. A co do jedzenia to nigdy, przenigdy nie potrrafiłabym trzymac się z góry jakiegos jadłospisu. Już próbowałam i wiem , że to nie dla mnie. Jem to co mam ochotę w danej chwili, bo skąd mam wiedziec co bede chciała jeść za tydzień ? Zycie było by smutne i ponure, keidy bysmy musieli trzymac się sztywno czegoś. 🙂

  9. Nie przyszło mi to wcześniej do głowy, ale rzeczywiście masz rację 🙂 Za to instrukcji obsługi różnego rodzaju sprzętów w ogóle nie czytają 😀
    U mnie jest to samo. Nawet jeśli w lodówce mam tylko dwa składniki, zawsze da się coś z nich wymyślić 😉
    Co masz na myśli pisząc "lepiej by mi chyba było jakbym sie stricte trzymała zaleceń"?

  10. A wiesz, że byłaś jedną z moich inspiracji do zmiany myślenia? 😉
    Nie wiem jak jest u Ciebie, ale moja wyobraźnia nie zna granic 😛

  11. A co podjadasz? Na początku warto przyjrzeć się składnikom, które znajdują się w tych przegryzkach, bo być może czegoś Ci brakuje. Jeśli natomiast podjadasz z nudów, wybierz zdrowe przekąski – warzywa, owoce, owoce suszone – w takiej kolejności.

  12. Podpisuję się pod tym 🙂 Są na pewno ludzie, którym odpowiada taki poukładany styl życia, ale z mojego punktu widzenia to jest zwyczajnie nudne i smutne 😉

  13. Strasznie dziękuję Ci za ten komentarz! 🙂 Nie wiem, czy wprowadzam rewolucję; ba, nie mam nawet takiego zamiaru. Ale jeśli ktoś się zainspiruje moimi wpisami, to będzie mi bardzo miło.
    Jeszcze raz dzięki! 🙂

  14. Aż mi się przypomniał mój wczorajszy komentarz o braku hantelek…^^ Ale nie oznacza to, że nigdy w zastępstwie nie machałam słoikami czy butelkami z wodą! Owszem, machałam i doszłam nawet do wniosku, że skoro moim mięśniom wycisk daje nawet tak niewielki ciężar, to póki co nie ma po co kupować odpowiedniego sprzętu, a za to pomyślę o nim, kiedy zamienniki przestaną wystarczać.
    W kwestii gotowania, cóż… Dopiero raczkuję, a moje spontaniczne kuchenny wybryki kończyły się kulinarną katastrofą, no ale "jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz" 😉

  15. Gotowy spis prepisów to koszar dnia codziennego. Ja kombinuję po swojemu opierając się na jakimś przepisie. Miałabym urwanie głowy przy 2-letniej córze wegetariance z własnego wyboru (bo rodzice mięso lubią i jedzą) z taką skrupulatnością w kuchni 😉 Planów treningowych też nie mam, ćwiczę co 2 dni (czasem codziennie czasem mam 3 dniowa przerwę, choć rzadko), ćwiczę na co mam ochotę. Ja nie znoszę utartych schematów.
    Pozdrawiam serdecznie!

  16. bo wiesz, blogerki są jak horągiewka, dziś piszesz taki post i ci każda przytaknie a jutro będą u innych pisać "fajny trening ale nie mam skakanki" to się dalej nic nie zmienia, tu większość to sezonowce które pompują poślady wyzwaniami i udają fit pisząc kolorowe blogi.jestem wredna, wiem. parszywa i wstrętna ale tak jest.
    Współczuje tym dziewczynom, popadają w jakieś paranoje internetowe, jedna mądrzejsza od drugiej.
    Uważa się,że nie zrobieniu 5 treningów w tyg jest złem, 3 treningi to już świństwo totalne, nie powiem już o tym jak się nie zrobi ani jednego! jesteś skreślona w fit swerze i spalona u siebie, wpadasz w poczucie winy…
    Ja pierdolę, jestem normalna,zdrowa i mam w bani poukładane. tak. jestem zwycięzcą 😀 nie, nie pisałam tego pod wpływem alkoholu tudzież innej używki. Po prostu mam zajebiste podejście do sprawy i wcale się tym nie chwalę 😀

  17. Jestem prawie pewna, że nie jest to jedynie kwestia sportu lub diety. To całościowe podejście do życia tego typu osób.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę