Kwiecień uciekł mi tak szybko, że nawet nie zdążyłam się zorientować, że to już koniec. Mimo, że #zostałamwdomu (nie licząc wypadów na odludzia z Forestem), to działo się tak dużo, że nie miałam czasu na nudę. I dzięki temu mogę pochwalić się czymś, na co się w końcu odważyłam. Zapraszam na podsumowanie i ulubieńców kwietnia!
Spis treści artykułu
TogglePodsumowanie kwietnia
Na początku kwietnia nie odżywiałam się jeszcze tak, jak powinnam. Jadłam naprawdę sporo zamawianego jedzenia, nie zwracając uwagi na makro i kalorie. Być może po części to to było przyczyną ostrego zatrucia, które przechodziłam w ubiegłym tygodniu. Jednak od połowy miesiąca odstawiłam cukier, fast foody i zamawiane jedzenie. Zaczęłam również zwracać uwagę na ilość spożywanego białka – i po 2 tygodniach takiego detoxu czułam się już znacznie lepiej.
Jeśli chodzi o treningi, to bywało różnie. Przyznam się, że połowę miesiąca przeleniuchowałam z Netflixem. Natomiast druga połowa, która była znacznie bardziej aktywna w wielu sferach, owocowała w różnorakie treningi – od cardio dance, poprzez treningi z kettlebell aż po prawilne ciężary (na miarę moich możliwości).
Regularność w treningach utrzymuję do teraz i mam nadzieję, że tak już zostanie aż do otwarcia siłowni, którego wciąż nie mogę się doczekać. Brakuje mi tej atmosfery, mojej pakerskiej paczki, ciężarów, które nie wzbudzają mojego wewnętrznego śmiechu… Fajnie byłoby chociaż wiedzieć, do kiedy powinnam odliczać, ale póki co jak jest – każdy widzi.
Pozostaje mi więc dalsze radzenie sobie w warunkach domowych. Dzisiaj zakupiłam pierwszą gumę oporową – zobaczę, czy się polubimy 😉
Ulubieńcy kwietnia
Ulubione wydarzenie
Po ponad roku marzeń i zastanawiania się, zaczęłam budować markę osobistą w e-marketingu. E-commerce jest tym, co kocham i bardzo mi go brakuje, odkąd zmieniłam pracę. Dzięki wsparciu męża i przyjaciół w końcu, po wielu miesiącach, uwierzyłam w siebie na tyle, że zaczęłam prowadzić bloga branżowego i pozyskiwać pierwszych klientów. Jestem przeszczęśliwa! I mimo, że zdarzają mi się chwile i dni zwątpienia, to na szczęście jest już za późno, żeby zrezygnować. Kolejnym krokiem będzie założenie własnej firmy. Trzymajcie proszę mocno kciuki!
A póki co zapraszam do obejrzenia mojego nowego dziecka – Marketing Monster.
Ulubiony trening
Nikt, kto mnie zna, nie pomyślałby, że jestem w stanie polubić trening cardio. A ten filmik tłukłam przez kilka dni dzień w dzień! Taneczne cardio z utworami, które kocham. Polecam bardzo!
Ulubione jedzenie
Smoothie z buraka, jabłka i truskawek, z odrobiną soku z cytryny. O mamo, jakie to jest dobre! Wszystkie smaki doskonale wyważone. W dodatku niskokaloryczne, bardzo sycące i doskonale działające na tempo przemiany materii. Musicie spróbować!
Ulubiona książka
Tutaj zapewne sporą część zaskoczę, ale w kwietniu niemal jednym tchem pochłonęłam trylogię Blanki Lipińskiej. Byłam bardzo (nawet nie wiecie, jak!) uprzedzona do „365 dni”, ale pewnego dnia, z nudów obejrzałam film na Netflixie. Nie zachwycił mnie, jeśli nie liczyć Michele Morrone’a, ale mimo to postanowiłam sprawdzić, czy książki faktycznie są tak złe, jak słyszałam w moim otoczeniu. Dwie rzeczy mogę powiedzieć na pewno – są lepsze od filmu, a ja czytałam je z wypiekami na twarzy, czekając na rozwój sytuacji.
Oczywistym jest, że nie jest to literatura wysokich lotów, tylko typowy odmóżdżacz – ale ja takie właśnie odmóżdżacze lubię. Sięgam po książki głównie po to, żeby się zrelaksować i „365 dni” dało mi dokładnie to, czego oczekiwałam.
Hmmm, wygląda na to, że to już wszystko. Nie rozpisałam się tym razem tak jak zwykle, ale sami widzicie, że niewiele mogę powiedzieć w tym miesiącu na temat odżywiania i treningów. A jaki był Wasz kwiecień?
Do następnego!