Here I am!

Jak obiecałam tak robię – wracam na bloga. 2,5 miesiąca totalnej przerwy, a w praktyce 2 razy więcej (gdyby nie liczyć kampanii Tefala, to ostatni post pojawił się tutaj 4 sierpnia!) to już za długo i czas było podjąć decyzję – albo wracam, albo kończę z blogowaniem. Wróciłam. Głównie dlatego, że blog stanowił moje główne źródło motywacji do prowadzenia zdrowego trybu życia, a przez ten okres straciłam ją całkowicie.

Nie chciałabym zaczynać powrotu od nieprzyjemnych spraw, dlatego pozwolicie, że póki co pominę milczeniem wszystkie te złe wydarzenia (oglądaliście “Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń”? Na podstawie mojej historii mogliby nakręcić dwie kolejne części), które miały miejsce przez ostatni czas i przez które nie miałam dość czasu ani wewnętrznej siły, aby tu pisać. Chcę zacząć od wspomnienia tego, co było dobre w ubiegłym roku i moich planów na 2016.

Spis treści artykułu

Good bye 2015!

Bez wątpienia wydarzeniem roku był dla mnie ślub, który wywrócił wszystko do góry nogami – na szczęście nie tylko w sensie negatywnym, ale głównie pozytywnym. Jedyne, czego żałuję, to to, że nie mogę znowu planować menu, projektować zaproszeń, wykonywać dekoracji i szperać po Pintereście w poszukiwaniu nowych inspiracji 😉 Samego dnia ślubu nie wspominam aż tak dobrze, jak całej przedweselnej gorączki i siedzenia z moją kochaną M. do późnej nocy, składania serwetek na stoły, pokonywania dwa razy dziennie 120 km (ślub braliśmy w mojej rodzinnej miejscowości) i nauki pierwszego tańca. Ale o tym napiszę przy innej okazji 🙂

W 2015 ukończyłam również kurs trenera personalnego. Niestety nie miałam od tej pory okazji wykorzystać nabytych w trakcie jego trwania umiejętności w stosunku do obcych osób, ale kilkoro znajomych zaopatrzyłam już w nowe plany treningowe.

Kilka miesięcy temu zostaliśmy “rodzicami” dwóch małych żółwi 🙂 Niestety, mój ukochany Maorek załapał groźną infekcję i mimo szybkiej interwencji, weterynarz stwierdziła mocno zaawansowaną anemię dając mu kilka dni… Przez te parę dni bywało z nim lepiej i gorzej, ale mimo podjęcia walki i konsultacji z innymi lekarzami niestety nie dał rady… Strasznie to przeżywałam, zresztą pisząc teraz o tym łzy lecą mi po policzkach…
W każdym razie żeby choć trochę polepszyć samopoczucie i nie musieć patrzeć na puste akwarium (albo puste miejsce po nim) podjęliśmy decyzję o zakupie kolejnych gadów, tym razem w podwójnej wersji. Sama nie wiem, czy była to dobra decyzja, czy nie, bo trafiły nam się, jak nazywa je mój mąż, “szoguny” 😛 Oba mają taki temperament, że dziwię się, że akwarium jest jeszcze całe 😛

Na początku ubiegłego roku zaczęłam też swoją obecną pracę. Nie jest ona co prawda pracą moich marzeń, ale właściwie na nią nie narzekam. Pewnie, że mogłaby być “lepiej”, “bardziej”, “więcej” itd., ale póki co nie mierzę jeszcze aż tak wysoko. Albo inaczej – mierzę, ale od czegoś zacząć musiałam 😉

Hello 2016!

Po raz pierwszy od 5 lat moim noworocznym celem (nie: postanowieniem!) jest zdrowe odżywianie i aktywność. Niestety, ale przez ostatnie wydarzenia załamałam się na tyle, że zaprzepaściłam to, na co pracowałam przez cały ten czas. Próbowałam już wracać do poprzedniego trybu życia, ale za każdym razem kończyło się to klęską. Mam nadzieję, że przez napisanie o tym tutaj, na blogu, będzie mi wstyd nie pokazać za miesiąc czy dwa zdjęcia bez cellulitu i z zarysowanymi mięśniami brzucha.
Niedługo napiszę szerzej o tym, jak zamierzam osiągnąć ten cel i mam nadzieję, że znajdzie się więcej chętnych do realizacji tego planu. W grupie raźniej! 😉

Kolejnym celem jest zdanie prawa jazdy. Mamy już swoje wymarzone autko, ale niestety mąż mój po powrocie z pracy jest średnio chętny do wsiadania za kółko. Poza tym wiosną czeka go rekonstrukcja ACL, co oznacza mocno utrudnione poruszanie się przez kilka miesięcy… Dostanę więc etat rodzinnego kierowcy na trasie szpital-rehabilitacja-dom 😛

Numer 3 to kupno własnego mieszkania i już nie mogę się tego doczekać! Na pewno nie kupimy go w pierwszej połowie roku, bo po zabiegu TŻa sama nie dam sobie rady z przeprowadzką i ewentualnym remontem, ale już szukam inspiracji do jego urządzenia na Pintereście 😀

Ostatnia “duża” pozycja to rozwinięcie bloga. Pisałam o tym już kiedyś, ale teraz podjęłam ostateczną decyzję – I love how it feels! stanie się blogiem lifestyle’owym. Oczywiście nie zabraknie tu zdrowych przepisów ani treningowych wyzwań, ale obok nich pojawią się też moje przemyślenia, posty o rozwoju osobistym czy projekty DIY, w które ostatnio się “wkręciłam” 😉 I proszę Was, trzymajcie kciuki, żeby i na to wystarczyło mi motywacji!

Na ten rok mam też mniejsze cele i marzenia – m.in. zdobyć certyfikaty językowe (angielski i niemiecki) i nauczyć się innego j. obcego (mam podstawy rosyjskiego i podstawy podstaw włoskiego i hiszpańskiego, więc pewnie padnie na któryś z tych ;)), kupić w końcu psa (obiecanki męża na nic się zdają, bo ciągle to odkłada – czas wziąć sprawy w swoje ręce! :P), wyjechać w podróż poślubną, nauczyć się lepiej organizować swój czas i oczyścić swoją przestrzeń z negatywnych ludzi. Mam nadzieję, że za rok będę mogła napisać o tym wszystkim w podsumowaniu 2016.


Jak jest u Was? Stawiacie sobie noworoczne cele albo postanowienia? Dajcie też znać, o czym najchętniej przeczytalibyście w najbliższym czasie na blogu. Do zobaczenia i dużo motywacji w Nowym Roku! 🙂

0 komentarzy do “Here I am!

  1. Bardzo się cieszę Maggie, że wrócilaś. Przyznam szczerze, że brakowalo mi Ciebie 🙂 Trzymam kciuki za Twoje plany na 2016! :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę