“Fit” – co to w ogóle znaczy?

Ostatnio fit-blogosferę zalała fala wpisów opiniujących, krytykujących, wyrażających przemyślenia blogerów na temat tego, czym jest fit-lifestyle. Ja napisanie takiego posta planowałam już od co najmniej pół roku, choć właściwie powinnam o tym napisać tuż po założenia bloga. W końcu piszę – ze sporym opóźnieniem, ale i bogatsza o wiedzę i doświadczenie.
A napisać muszę, bo z żadną z opublikowanych do tej pory “definicji” nie zgadzam się w stu procentach, co nie oznacza, że są one złe, a wręcz przeciwnie. Szanuję każdą odmienną od mojej opinię i nikogo nie zamierzam do swoich racji przekonywać. To przecież tylko klauzula generalna.

Okej, więc co dla mnie oznacza “fit”?
Według mnie fit=zdrowie. I właściwie na tym mogłabym zakończyć definiowanie, zwięzłe wypowiedzi to (niestety) moja specjalność. Ale ponieważ to temat-rzeka, to poleję trochę wodę 😉

Zdrowie pojmuję szeroko – w aspekcie psychicznym i fizycznym. Zacznę od tego pierwszego, bo opisanie go zajmie zdecydowanie mniej czasu.

Zdrowie psychiczne jest jednocześnie bardzo proste i bardzo trudne do osiągnięcia. Nie ma bowiem stuprocentowej, sprawdzającej się w każdym jednym przypadku instrukcji na osiągnięcie sukcesu w tej dziedzinie. Nawet pozornie negatywnie oddziałujące na umysł bodźce często są wręcz pożądane – jak choćby stres, który w wielu przypadkach działa mobilizująco. To oczywiście można odwrócić, podając za przykład chociażby niepoprawny optymizm, kiedy potrzebne jest akurat realistyczne podejście do życia.

Recepta na zdrowy umysł? Kochaj to, co robisz. Pracę, dom, treningi, spędzanie wolnego czasu. Bądź odrobinę egoistyczny i zamiast wciąż oglądać się na innych, zrób to, co Tobie sprawia przyjemność.

Zdrowiu fizycznemu poświęcam całego bloga, więc właściwie nie muszę się na ten temat rozpisywać, ale trzema głównymi aspektami są dla mnie, tak jak widnieje w nagłówku:

  • zdrowe odżywianie,
  • aktywność fizyczna,
  • pielęgnacja naturalna.

Zdrowe odżywianie – czyli zdrowe, odpowiednio zbilansowane posiłki, spożywane regularnie.
Aktywność fizyczna – uprawianie sportów minimum 3 razy w tygodniu plus aktywne spędzanie czasu (spacery, rower itp.).
Pielęgnacja naturalna – kosmetyki bez silikonów, parabenów, stosowanie zasady “po pierwsze nie szkodzić”.

Stan utopijny, do którego dążę, ale wiem, że nigdy nie osiągnę (czy to z powodów finansowych, czy też “sił wyższych”) to spożywanie roślin niepryskanych, niemodyfikowanych genetycznie ani w jakikolwiek sposób zanieczyszczonych, mięso niemające nic wspólnego z mutacjami genetycznymi, hormonami, antybiotykami, jajka od “szczęśliwych kurek”, a nabiał od “szczęśliwych krówek”, powietrze bez pyłów, które przenikają do organizmu przez przestrzenie międzykomórkowe i ilość słońca wystarczająca do produkcji GDA witaminy D.
Brzmi to trochę jak z “Matrixa” i jest tak samo jak “Macierz” realne. Niestety, nikt z nas nie jest w stanie żyć w idealnie czysty i zdrowy sposób, na część z tych rzeczy nie mamy nawet wpływu. Jednakże jeśli mamy w jakiejś kwestii wybór, warto jest dokonać takiego, na którym organizm skorzysta albo przynajmniej nie przyniesie mu to szkody.

Odniosę się jeszcze do kwestii tego, jak według mnie wygląda ktoś, kogo mogę określić mianem “fit”. I z całym szacunkiem dla ogromu pracy, ale fit nie są dla mnie zawodnicy sportów sylwetkowych. Poziom tłuszczu, który osiągają w dniu zawodów, jest już bardzo niebezpieczny dla zdrowia, co w świetle powyższych wywodów =/= “fit”.
Takie sylwetki są inspiracją i pokazują, jak wiele pracy dana osoba musiała włożyć w to, żeby wszyscy ją podziwiali, ale sama nie zdecydowałabym się na coś takiego. Zdecydowała się natomiast Karolina, więc jeśli chcecie zobaczyć, jak ogromny jest to wysiłek i jak to wszystko wygląda “od kuchni” (często dosłownie), zajrzyjcie na jej bloga.

Fit sylwetka to dla mnie zbite, mocne, jędrne, dobrze odżywione ciało, bez niepotrzebnych fałdek, z delikatnie zarysowanymi (co nie oznacza, że małymi) mięśniami. I z bezpiecznym poziomem tłuszczu w organizmie.
Tak jak u Natalii, Agnes, Paryski… I paru innych fitblogerek, które na pewno dobrze znacie 🙂

A co dla Was oznacza bycie fit?

0 komentarzy do ““Fit” – co to w ogóle znaczy?

  1. Zgadzam się całkowicie, mówiąc o zdrowym trybie życia, byciu fit mamy często na myśli zdrowe odżywianie, a przecież to jeszcze wysiłek fizyczny i pielęgnacja. O pielęgnacji też nie myślałam pod określeniem fit, ale masz rację 🙂

  2. Masz racje, bycie fit mało ma wspolnego ze sportami sylwetkowymi- mogę to potwierdzić będąc już na takim etapie przygotowań. Chociaż tam, ciało musi być również (albo i przede wszystkim) niesamowicie jędrne, napięte. Mówiąc o odtłuszczeniu, zapomniałaś również o odwodnieniu…

  3. Dziękuję 🙂

    Zgadzam się, że bycie FIT powinno kończyć się na pewnym poziomie tłuszczu w organizmie. Ale jeżeli ktoś przygotowuje się do zawodów, to jest to jakby inny poziom "wtajemniczenia" 🙂

    Całkowicie zgadzam się, że FIT to nie tylko ćwiczenia, czy jedzenie, ale zdrowie psychiczne, nie popadanie w paranoje i skrajność. Co do kosmetyków to stosuję naturalną pielęgnację i bardzo chciałabym używać wyłącznie naturalnych kosmetyków, ale jeszcze długa edukacja w tym temacie mnie czeka 🙂

    Na koniec co do pięknej wizji, jaką opisałaś- wspaniale by było, gdybyśmy mogli wrócić do miejsca, gdzie zaczęło się niszczenie tego wszystkiego. Szkoda, że modyfikacje i ingerencja człowieka poszła tak daleko, że nie da się już tego kompletnie odwrócić. 😉

  4. Wiesz…nie da się znaleźć niepryskanych warzyw, nawet te bio są pryskane (dobrymi świństwami 🙂 ) i także nie jest ciężko znaleźć takie źródło, wystarczy poszukać dobrze, jest wiele grup ludzi w miastach którzy zajmują się kooperatywą spożywczą, mają dojścia do wiejskich jajek, warzyw, mięs. Cenowo? jet ciut drożej ale bardziej najesz się kupując nawet mniej mięsa czy wędliny wyrobu domowego jak te ze sklepu, które wkładasz w siebie i nie czujesz sytości. więc da się.

    sylwetka fit to sylwetka bez niepotrzebnych fałdek…ała….uderzasz tymi słowami personalnie we mnie 😀

    Nie jestem fit. Ale dół.

  5. Absolutnie nie twierdzę, że ciała zawodników sportów sylwetkowych nie są jędrne, napięte, zbite itd. – bo są i to jeszcze bardziej 😉 Z tym, że na fit ciało składają się według mnie wszystkie wymienione elementy w koniunkcji. Każde inne fit już nie będzie 😉
    O odwodnieniu celowo nie wspomniałam 🙂

  6. 🙂

    Jasne, że tak. To już wyższa szkoła jazdy, ale tacy ludzie są pod opieką innych, bardziej doświadczonych. A nie zachowanie typu "przeczytałam dwa artykuły, ułożę sobie dietę bez węgli i będę robić aeroby na czczo".

    Ja po prostu czytam składy kosmetyków. Odpadają wszystkie z parabenami, silnymi detegrentami i silikonami (poza podkładem). Absolutnie nie jest tak, że używam tylko oleju kokosowego czy innych super-naturalnych produktów. Tu zasada jest identyczna, jak przy jedzeniu 🙂

    Z ostatnim akapitem zgadzam się w 100%. Ludzie niszczą wszystko na swojej drodze, żaden inny gatunek nie ma skłonności destrukcyjnych.

  7. Zgadzam się z Tobą Maggie. Dla mnie bycie fit to własnie zdrowie i własnie ze względu na zdrowie, a nie świetną sylwetkę zaczęłam ćwiczyć i zdrowo się odżywiać.

  8. Nie zgodzę się z Tobą w kwestii warzyw. Mam pod domem mały ogródek i roślin nie pryskamy tam absolutnie niczym 🙂
    Co do wiejskich jajek i mięsa – moja babcia ma własne gospodarstwo, więc do zdrowych produktów tego typu mam nieograniczony dostęp 🙂

    Absolutnie w nikogo nie uderzam! Specjalnie napisałam, że chodzi o niepotrzebne fałdki – takie, które powstały w wyniku lenistwa, zaniedbań. Nie czuj się uderzona, jeśli z nimi walczysz 😀

    To tylko moja definicja, nie dołuj się! 😀

  9. Dzięki 🙂
    Ja zaczęłam dla sylwetki i nie ukrywam tego. Ale teraz przecież mogłabym już przestać – a tego nie robię, ze względu na zdrowie właśnie 🙂

  10. oj na pewno rodzina musiała tam jakiś kompost zarzucić żeby rosły piękne pachnące pomidorki a w tym kompoście masa pestycydów z warzyw które kupilo się w sklepie i obrało 😛 nie no droczę się tylko.
    Sama jestem ze wsi i rodzice zawsze pryskali czymś warzywa,żeby robale nie zjadały.
    czy ja walcze z tłuszczem? ja już sama nie wiem, gdyby tak było to zapieprzałabym ostro z treningami w celu zrzucenia tego brzucha ale nie robię tego, bo chyba się zaakcpetowałam w końcu i sport traktuje jako relaks po całym dniu.
    nie mam doła, żartowałam, moje wpisy są przeważnie w tonacji humorystycznej ale nikt tego nie wie, bo nikt mnie nie lubi, bo ja jestem nadąsana matka polka 😛

  11. Mam podobną definicję w stosunku do siebie- wiele nas łączy wiesz? 🙂
    Marzy mi się żyć w czystym środowisku- bez całej chemii- bez przetworzonej żywności, bez mięsa faszerowanego sterydami i antybiotykami…ale na chwile obecna takiej możliwości nie mam- dlatego tak bardzo przykładam uwagę do czytania etykiet, bo mam dość tych świństw jakimi nas faszerują, a dodatkowo kosmetyki- niekończące się chemiczne składy.
    Odcinam się od tego- oczywiście z rozsądkiem do tego podchodzę, bo inaczej musiałabym zamieszkać w jaskini i ścierać bruk kamieniem, ale szukam naturalnych alternatyw i widzę, że są 🙂 może nie maja tak pięknych kolorowych opakowań i nie pachną zniewalająco, ale dają lepszy efekt i nie szkodzą.
    A co do tłuszczyku i efektów wizualnych – same przychodzą jak potrafisz się odnaleźć w tym chaosie 🙂

  12. Ja co nie co już pisałam o tym m.in. tutaj: http://happyactivelifestyle.blogspot.com/2013/11/a-dla-ciebie-czym-jest-fit-lifestyle-o.html

    Zgadzam się z Tobą,a co do przetwórstwa żywności momentami aż ręce opadają co człowiek dla zysku potrafi zrobić z niektórymi produktami. Polecam książkę ''Zamień chemię na jedzenie'',kupiłam jak była promocja w Biedronce i jestem w trakcie czytania,ale już wiem że jest to jedna z książek które musiały się u mnie znaleźć. Tam m.in. autorka mówi właśnie że najlepsza żywność była w czasach naszych przodków i jak to ładnie określa ''Jak jeść zdrowo? Tak jak jedliby nasi pradziadkowie'' 🙂

  13. Ja również mam takie wyobrażenie:) Nawet gdzieś o tym pisałyśmy i widać że podobieństwo między Nami wkracza na kolejny level:D

  14. A dla mnie fit to zdecydowanie nie tylko sylwetka, ale głównie efekt treningów i to, co potrafimy zrobić ciałem. I żaden widok mięśni mnie nie przekona, że ktoś jest fit. Mięśnie to efekt uboczny ćwiczeń. Prędzej czy później się pojawią, a to, że ktoś ma mięśnie nie oznacza, że jest sprawny fizycznie, chociaż może być aktywny… Ja chyba mam trochę inne podejście 😉

  15. Wow dziękuję 🙂
    A dla mnie Twoje podejście oraz sylwetka są FIT 🙂 Właśnie nawet ostatnio sobie tak pomyślałam jak przeglądałam Twojego bloga (jeszcze przed tym jak dodałaś tę notkę), że masz właśnie takie fajne, nieprzesadzone podejście do fitnessowego życia, a zarazem utrzymujesz swoją figurę w świetnej formie i dbasz o dobrą dietę 🙂

  16. Zgadzam się z Twoją wypowiedzią. Ja kiedyś utrzymywałam, że bycie fit to życie w zgodzie ze sobą, ale w praktyce, odmawiając sobie czasami dzikiej potrzeby na coś niezdrowego lub wyskokowego to chyba za dużo ze zgodą nie ma 😛

  17. Ale ja nigdzie nie napisałam, że fit to sylwetka. Wspomniałam tylko, jak według mnie wygląda ktoś, kogo można nazwać fit.
    Zgadzam się z Wami, że sprawność fizyczna też jest pewnym wyznacznikiem, ale z kolei nie jedynym. Jest masa ludzi, którzy robią cuda ze swoim ciałem – human flags, ponadszpagaty i inne takie, a nie zwracają uwagi na to, co jedzą. Dla mnie wtedy taka osoba już "fit" nie jest.

    Mogłabym się na ten i wiele innych aspektów rozpisać jeszcze bardziej, ale post i tak wyszedł ponadprzeciętnie długi 😉 Według mnie opisana przez Magdę sprawność zawiera się w aktywności fizycznej 🙂

  18. A nie! Bo kompost mamy tylko ze skoszonej trawy i obciętych liści kwiatków w ogrodzie, bo mamy osobny pojemnik na kupne biodegradowalne odpady 😀
    No ale mniejsza 😀 My nie pryskamy niczym. Nie urośnie, to nie urośnie – kupi się w sklepie. To taki raczej hobbystyczny ogródek, z którego plony i tak nie zawsze wystarczają na cały rok 😉

    I bardzo dobrze, że tak go traktujesz! O to właśnie chodzi, żeby się nie spinać. Efekty przyjdą same 🙂

    No przecież ja tego poważnie nie potraktowałam! 😀

  19. I w ogóle urodzone po latach, bo trochę wiosen i innych pór roku to Was (i mnie zresztą od Was też) dzieli 😀

    Agnes – to marzenie nie do spełnienia, chyba że wynajdą wreszcie wehikuł czasu albo podróże międzygalaktyczne… Jakbyś miała jakieś przecieki na ten temat, to daj koniecznie znać 🙂

    Kolorowe etykiety są najmniej ważne 🙂 Ale są też naturalne kosmetyki pachnące bardzo fajnie, ja np. uwielbiam Alterrę – ich balsamy, żele pod prysznic/do kąpieli, kosmetyki do włosów… Pasuje mi ich działanie, skład i zapach, ale kiedy polecam je znajomym, kręcą nosem na to, że się nie pienią. A co powoduje pianę – wiadomo. Składniki rodem z proszków do prania 😉

    Ja z tłuszczykiem nie walczę otwarcie. Poniżej 18% nigdy nie chciałabym zejść (oczywiście daleko mi do tego :D), a tyle, ile mam go teraz, bardzo mi opowiada. Może jeszcze trochę go ubędzie, może nie – nie zrobi mi to różnicy. Ważne, że kocham ten styl życia 🙂

  20. Pamiętam ten Twój wpis 🙂

    Słyszałam co nieco o tej książce, chyba jej poszukam 😉 Pointa jak najbardziej właściwa, zresztą już gdzieś ją słyszałam.
    Moi wszyscy pradziadkowie i prababcie mieszkali na wsiach, mieli własne gospodarstwa – gdybym odżywiała się tak jak oni, żyłabym ze sto lat 😀 Zresztą dwie moje prababcie żyły niemalże 90 lat 🙂

  21. Nie masz za co 🙂 Ja Ci też bardzo dziękuję 🙂 Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że dla wielu ludzi takie podejście jak moje jest właśnie przesadzone (nie żebym się tym przejmowała :D). Miło wiedzieć, że ktoś sądzi inaczej 🙂

  22. Trafna uwaga 😀 Ale z drugiej strony, jeśli już w to wsiąkniesz na dobre, odmawianie sobie wszystkich takich grzechów nie będzie już niezgodne z Twoją naturą. Mnie od jakiegoś czasu wręcz odrzuca od większości kupnych słodyczy czy innych makdonaldów 🙂

  23. Agnes no oczywiście że tak,swój na swego trafi:D

    Maggie a kto powiedział że tak się nie da?:D 3 siostry bliźniaczki,w innym wieku,całkiem inne a zarazem tak podobne:D Nie pamiętasz że fajne ''dziwaki'' z Nas? Więc wszystko jest możliwe:D

    Ty i tłuszczyk? Pokaż mi gdzie go masz bo na żadnym zdjęciu się nie dopatrzyłam. 🙂

  24. 🙂

    Poszukaj,bo warto:)
    Dokładnie i jakoś wtedy nie było tyle aptek,leków bo i ludzie mniej chorowali i żyli dłużej:)

  25. Powiem tak – obecnie nie ma możliwości wyprodukowania warzyw czy owoców bez pryskania. Nie ma. I naiwne jest sądzenie, że jakikolwiek produkt nie został niczym nawożony. Mieszkam na wsi, mamy swój ogród (nie jakiś duży – wyłącznie na własny użytek) i jeszcze NIGDY nie udało nam się wyhodować czegokolwiek bez minimalnej ilości nawozu lub pestycydów – bo albo nie wyrośnie, albo zeżrą to robale albo zagłuszą chwasty. Dlatego nie wierzę w żadne zapewnienia, że produkty BIO są wolne od wszelkiej chemii, bo tak się nie da. Oczywiście, są produkty zdrowsze i mniej zdrowe, ale nigdy nie będą całkowicie wolne od chemii. Naprawdę, uwierzcie mi – jabłko nigdy nie opryskane będzie nie do zjedzenia, bo będzie albo tak małe, że nie wystarczy na jeden kęs, albo będzie pełne robali w środku. Dziwne, że ten temat nie jest nigdzie wałkowany. Moje zdanie jest takie, że żywność ekologiczna jest, owszem, lepsza, ale na pewno nie wyrosła bez żadnych wspomagaczy. Wiem to z własnego doświadczenia.
    Marcela

  26. zgadzam się z Tobą co do słowa! lepiej bym tego nie ujęła 🙂 też mi się marzy, aby jeść wszystko zdrowe, niepryskane itp itd, ale także nie mogę sobie na to pozwolić obecnie ze względów finansowych, sama się nawet jeszcze nie utrzymuję 😉 z tego względu też moje odżywianie nie jest w 100% takie jak bym chciała, ale po prostu na niektóre kwestie mam mniejszy wpływ, niemniej jednak staram się, by było najlepiej na tyle, na ile mogę sobie pozwolić 🙂 masz rację co do zdrowia psychicznego, jest bardzo ważne!

  27. Ach, no racja 😀 Dziwaki 😀

    Nie chodzi mi o tłuszcz taki widoczny. Tylko ten, który jest niezbędny do funkcjonowania organizmu 🙂 Ale zapewniam ,że i tak jest za co złapać 😉

  28. Nie mierz innych swoją miarą. Mam kilka grządek pod domem, na których siejemy marchew, pietruszkę, koper, sadzimy pory, cebulę, truskawki i poziomki. Jedyny nawóz, jakiego używamy, to kompost, z którym przekopujemy ziemię przed "sezonem". Chwasty wyrywamy ręcznie, niczym nie pryskamy roślin. Owszem, zdarza się, że warzywa są podżarte przez mrówki, a truskawki zjedzone przez ślimaki, ale trudno, taki mamy klimat 😛
    Co do jabłek (gruszek, śliwek i wiśni też) – mój tata smaruje tylko korę wapnem. Jeszcze nie zdarzyło nam się mieć zarobaczonych owoców (no okej, pojedyncze się trafią), a rosną gigantyczne – szczególnie jabłka.
    Niczym nie pryskamy też pigwy ani malin, a zbieramy je dosłownie kilogramami i jedynymi podsypywanymi krzakami są borówki, ale jest to tylko nawóz zakwaszający.
    Żywność ekologiczna bez żadnych wspomagaczy istnieje i wiem to z własnego doświadczenia 😉

  29. Wiadomo, że każdy z nas ma jakieś ograniczenia. Ja też na wiele produktów nie mogę sobie pozwolić z takich czy innych względów, ale ważne jest to, żeby starać się jeść jak najlepiej w miarę własnych możliwości, a nie kopiować jadłospisy osób, które zarabiają miliony albo mieszkają po drugiej stronie kuli ziemskiej i mają dostęp do innych produktów 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę