- przez Maggie
Dopadła mnie dziwna przypadłość, bo im starsza jestem, tym mniej smakuje mi woda. I jakkolwiek by to nie zabrzmiało, to mam po prostu okresy, w których smak wody już mnie nudzi. Mimo, że (a może właśnie dlatego?) przez długie lata piłam tylko wodę. Na szczęście dla takich ludzi powstało Bolero Drink.
Pomagam mi ono również w okresach redukcji, kiedy ochota na słodkie jest większa niż zazwyczaj. Wodę z rozpuszczonym proszkiem Bolero mogę bowiem pić bez wyrzutów sumienia, bo jedna porcja to zero lub zaledwie kilka kalorii.
Spis treści artykułu
ToggleCzym jest Bolero Drink?
Bolero to izotonik w proszku o kilkudziesięciu różnych smakach, który rozpuszcza się w wodzie. Te kilkadziesiąt smaków, o których wspomniałam, nie jest jednak końcem możliwości. Saszetki można bowiem miksować i tworzyć dowolne kombinacje. I szczerze powiem, że o ile nie smakuje mi propozycja gotowego smaku mohito, tak mięta z limonką to niebo! Szczególnie latem.
W swoim składzie Bolero zawiera rzecz jasna aromaty, barwniki oraz minerały. Poza normalnymi smakami można je dostać również w wersji Sport oraz Izotonik.
Bolero – moja opinia
Od kiedy kilka miesięcy temu spróbowałam po raz pierwszy wody z rozpuszczonym Bolero, tak obecnie nie mogę się z nim rozstać i co miesiąc zamawiam kolejne wersje smakowe. Samą wodę pije jedynie na treningu i moim zdaniem Bolero nie nadaje się na treningi. Dla mnie przy dużym wysiłku fizycznym, jaki funduję sobie co trening, jest on po prostu zbyt smakowy. Wiem, że ta brzmi nieco dziwnie, bo smak to przecież główna zaleta produktu. Jednak ja nie potrafię pić słodkich czy nawet nie słodkich, ale smakowych (bo i takie smaki Bolero posiada) napojów podczas treningu.
Jeśli miałabym wspomnieć o jeszcze jednym negatywnym aspekcie, który być może jest tylko moją przypadłością (ale chętnie poznam Wasze zdanie w komentarzach), to pijąc Bolero zatrzymuje się w organizmie znacznie więcej wody. Przez to po sylwetka wygląda inaczej, wprost mówiąc – gorzej. Myślę, że może to mieć związek z tym, że Bolero jest izotonikiem, a więc dba o odpowiednie nawodnienie organizmu. Natomiast sylwetki, jakie podobają nam się najbardziej, są po prostu wynikiem niedostatecznego nawodnienia.
Poza treningowymi sytuacjami, kiedy nie piję Bolero oraz nadmiernym zatrzymywaniem się wody w organizmie, jest on moim wybawieniem od problemów z niepiciem wystarczających ilości wody. Dzięki niemu bez problemu wypijam 3-4 litry wody dziennie. I nie muszę się nawet specjalnie pilnować, bo smaki, które wybieram, uzależniają moje kubki smakowe i po prostu muszę pić jej więcej.
Jakie smaki są najlepsze?
Jeśli miałabym wybrać mój numer jeden, to tutaj bez żadnego wahania wskażę czerwone winogrono. Jest moja osobista preferencja, bo uwielbiam smak czerwonych winogron. W czymkolwiek by one nie były i jak jak bardzo syntetyczny ten smak by nie był. Nie ma dla mnie znaczenia, czy jem lizaka o smaku czerwonego winogrona, gdzie aromat nie jest nawet identyczny z naturalnym, czy skubię polskie ciemne winogrono prosto z kiści. Dla mnie jest to smak dzieciństwa.
Jeśli chodzi o inne smaki, to nie jestem w stanie ich uszeregować w żadnej hierarchii. Ale jest bardzo mało smaków Bolero – a wypróbowałam już większość – które mi nie smakowały. Moim zdaniem najgorszymi są te imitujące drinki czyli mohito i red sangria. Innych „alkoholowych” nie próbowałam i nie zamierzam. Nie zamawiałam również saszetek owocowych, które źle mi się komponują z dodatkiem wody. Chodzi mi o takie wersje jak banan czy marchew i pomarańcza. Aczkolwiek parę dni temu skusiłam się i zamówiłam na próbę tę drugą. Jak tylko odważę się ją przetestować, to moimi wrażeniami podzielę się na pewno na Facebooku lub Instagramie.
Do moich ulubieńców należą kola, guanabana, tonik, limonka, cytryna, pomarańcza i mango. Jeśli chodzi o kolę i pomarańczę, to te dwa smaki przypominają mi odpowiednio wygazowaną Coca-Colę i wygazowaną Fantę. A musicie wiedzieć, że jestem z tych dziwnych ludzi, którzy kupując Coca-Colę (bo zdarza mi się) najpierw nią wielokrotnie wstrząsają, aby pozbyć się nadmiaru gazu. Najlepiej dla mnie smakuje na drugi lub nawet trzeci dzień, kiedy tego gazu jest już naprawdę bardzo mało. Także tak, jestem z tych osób, które wygazowują wszystkie napoje. Wyjątkiem tutaj jest woda wysokozmineralizowana, która musi być gazowana. To jedyny gazowany napój, który piję w takiej formie, w jakiej jest sprzedawany.
Bolero – cena saszetki
Tym, co odróżnia bolero od napojów zero, jest zdecydowanie jego cena. Jedna saszetka, z której możemy zrobić od dwóch do czterech litrów napoju, kosztuje niecałe 2zł (na stronie dystrybutora i na allegro 1,89zł). Co prawda producent podaje informacje że można rozrobić saszetkę również w półtorej litra napoju, ale moim zdaniem jest wtedy już zdecydowanie za słodkie. A przyznam się, że o miano zbyt słodkiego trzeba sobie u mnie naprawdę porządnie zasłużyć.
W każdym razie – nie ma takiego napoju 0, nie licząc wody, który kupimy w tej cenie.
Ponadto bolero poza samym smakiem oferuje nam również uzupełnienie minerałów. Ja osobiście chcąc minimalizować produkcję plastiku,co i tak idzie mi bardzo opornie, korzystam z dzbanka filtrującego i rozpuszczam proszek w wodzie filtrowanej. Miesięczny koszt filtra magnezowego, bo z takiego korzystam, to kilkanaście złotych i wystarczy on spokojnie na użycie przez nawet dwie osoby przez cały miesiąc. Jest to więc stosunkowo niewielki koszt w porównaniu do kupowania gotowych napojów smakowych bez kalorii.
Poza aspektem ekonomicznym, mimo że bolero nie jest naturalnym produktem, to uważam, że jest w nim znacznie mniej chemii i być może dla wielu obcobrzmiących składników, niż w napojach, które znajdziemy w sklepie.
Dla mnie jest to rozwiązanie idealne, aby być odpowiednio nawodnioną i nie zapominać o piciu wody w ciągu dnia.
Dajcie znać w komentarzach, czy znacie Bolero i już go próbowaliście. Jestem ciekawa, jakie są Wasze ulubione smaki, bo ja wciąż jeszcze nie przetestowałam wszystkich.