Jesień nie pozostawia nam złudzeń i zdecydowanie nie da się nie zauważyć, że zadomowiła się już na dobre. Z dnia na dzień robi się coraz zimniej, coraz częściej pada, a słońce oglądamy już przez mniej niż 12 godzin. To wszystko sprawia, że podświadomie mamy gorszy humor i mniej energii. Wiele osób ten stan definiuje jako jesienna depresja i na jego określenie będę się posługiwać tym terminem we wpisie. Ale…
Spis treści artykułu
ToggleCzy jesienna depresja to depresja?
Uważam, że w obecnych czasach, kiedy mamy tendencję do wyolbrzymiania i nadużywania, pojęcie depresji zostało mocno spłycone, tak jak wiele innych. Pomyśl chwilę i spróbuj sobie przypomnieć, ile razy dzisiaj użyłeś słów takich jak np.: „straszny”, „masakra”, „okropny”. A teraz zastanów się, ile z tych zdarzeń było faktycznie strasznych i ile sytuacji mogłabyś nazwać masakrami? Czy nie nadużywasz tych słów?
Czy ten poranny deszcz naprawdę był straszny? Tak samo, jak karambol na autostradzie?
Czy fryzurę po nim naprawdę możesz nazwać masakrą? Taką samą, jak rzeź wołyńska?
Nie? To jaki jest powód żeby nazywać jesienny spadek energii depresją i porównywać siebie do ludzi chorych, którzy nie mają motywacji do otwarcia oczu każdego ranka?
Depresja jest jednostką chorobową, która może być tragiczna w skutkach. Jakiś czas temu poznałam osobę, która jest nią dotknięta. Zrobiło mi się zwyczajnie głupio, że wcześniej tak szastałam tym słowem. Moje jesienne spadki nastroju to nic w porównaniu z tym, co ten człowiek przeżywa na co dzień.
Czy więc jesienna depresja to naprawdę depresja? Absolutnie nie! Te zmiany w nastawieniu można bardzo łatwo wytłumaczyć atawistycznymi skojarzeniami, które budują się w podświadomości. Nie znam nikogo, kto szarówkę, brak słońca, deszcz i zimno kojarzyłby pozytywnie. Nasze pierwotne instynkty nie dadzą się oszukać, ale można nad nimi zapanować!
Jesienna depresja – jak ją okiełznać?
Osobiście uważam, że nie ma sensu walczyć na siłę ze spadkiem energii i zmuszać się do wielogodzinnych wędrówek po lesie w poszukiwaniu kolorowych liści. To, że wmówisz sobie, że taniec w deszczu każdego dnia jest super, i tak nie zmieni faktu, że będziesz po nim mokra i zmarznięta. Moją taktyką na przetrwanie tej jesieni jest jej zaakceptowanie i oswojenie.
Już na początku września odczułam niedobory światła słonecznego i kontrolę zaczął przejmować mój wewnętrzny leń. Ograniczyłam więc moją aktywność do minimum, czyli do rzeczy, które są moimi obowiązkami (albo tak je traktuję). Moje jedyne MUSZĘ na tę chwilę to:
- chodzenie do pracy,
- treningi Foresta i dbanie o jego kondycję,
- siłownia.
Poza tymi czynnościami mój czas wolny spędzam pod kocem lub w wannie z ciepłą wodą i pianą. Towarzyszy mi albo czytnik e-book, albo laptop, na którym tworzę treści na bloga. Dzięki temu odpuszczeniu sobie innych obowiązków wróciła mi wena do pisania postów i znowu robię to z przyjemnością.