
Tym razem post kosmetyczny nie będzie dotyczył pielęgnacji, a makijażu. Pomyślałam, że przecież każda z nas chce dobrze wyglądać podczas uprawiania sportu, więc przynajmniej części z Was przyda się mały przegląd korektorów z “dolnej półki”.
Osoby śledzące fanpage na facebooku wiedzą, że 2 tygodnie temu stałam się (prawie) szczęśliwą posiadaczką dwóch korektorów, których cena oscylowała w granicy 6-7 zł. Nigdy nie używałam tego typu kosmetyków (wyjątkiem jest podwójny korektor Oriflame z serii Pure Nature), ale do zakupu przekonał mnie jeden z obejrzanych przeze mnie makijażowych tutoriali na YouTube. Niestety jestem typem osoby, która kiedy widzi coś fajnego – musi to mieć. No i tak mam dwa korektory, bez których spokojnie żyłam 22 lata i pewnie jeszcze kilka razy tyle mogłabym przeżyć.
Moim największym problemem jest nos, który robi się czerwony, kiedy jest mu zbyt zimno Okazjonalnie pojawiają się też (ledwo widoczne, ale SĄ) sińce pod oczami i nie jest to zależne od ilości snu, bo raczej nie przegapiam minimum 8 godzin dziennie, na które zasługuję
Tak więc od korektorów tych wymagałam tylko (albo i aż) ukrycia zaczerwienionego nosa i podsiniaczonych oczu.
Spis treści artykułu
ToggleLovely: Magic Pen
Korektor Lovely był moim pierwszym wyborem, zakupiłam go w Rossmannie. Wybrałam najjaśniejszy kolor ze względu na moją bladą (tfu! porcelanową) karnację. Kolor idealny, może tylko odrobinę zbyt za dużo brązowego pigmentu. Nie mniej jednak wpasował się idealnie; lepsze to niż czerwień.
Po kilku dniach zaczęło mnie drażnić jego nakładanie pod oczy, bo pędzelek był po prostu niewygodnym do tego narzędziem – ciężko nim było dotrzeć chociażby pod samo oko. Ponadto korektor zbierał się w załamaniach skóry.
Na nos nakładam go jednak do tej pory z trzech względów:
- Nie muszę brudzić palców, którymi jednak przy nosie jest ciężej majstrować, niźli pędzelkiem,
- Idealnie maskuje rozszerzone pory,
- Nie zmazuje ani nie rozmazuje się.
Sińców pod oczami nie był w stanie idealnie zakryć, ale mogła to być wina kiepskiego jego nałożenia – inaczej jednak nie da się tego zrobić.
Jeśli chodzi o współgranie z podkładem, to świetnie radził sobie z Lirene City Matt, ale już łączenie go z L’Oreal Lumi Magique nie jest zbyt dobrym pomysłem, gdyż po prostu się rozmywa – i myślę, że tak będzie się działo z większością (o ile nie z każdym) podkładem rozświetlającym.
Bell: Perfect Cover
Korektor Bell zakupiłam w Biedronce za równie symboliczną kwotę. Jest o wiele lepszą opcją niż korektor marki Lovely i naprawdę go polecam do zakrywania zaczerwienień czy sińców. Choć na zdjęciu powyżej może wydawać się nieco ciemny (a wybrałam również najjaśniejszy odcień), to idealnie stapia się ze skórą i nie ma problemu z przykryciem go podkładem.
Tego cudeńka używałam głównie pod oczy, choć zdarzyło mi się kilka razy nałożyć go także na nos – tu jednak okazał się dużo mniej trwałą opcją niż korektor Lovely.
Co do podkładów, to stanowi zgrany duet z oboma wymienionymi przeze mnie podkładami, więc jest dla mnie prawie idealną opcją – gdyby tylko dawał radę z nosem…
Na szczęście zima podobno opuszcza nas już na dobre, więc w przypływie wyższych temperatur przestanę nos katować korektorami i dam mu nieco odetchnąć.
OCM
Żeby nie było całkiem aprofilowo, w jednym poście pielęgnacyjnym ujmę także drugi oczekujący na podsumowanie eksperyment – oczyszczanie twarzy olej(k)ami. Trzy tygodnie temu pisałam o tym, że dałam tej metodzie drugą szansę. Od razu powiem Wam, że nie żałuję!
Na początku miałam ochotę przerwać eksperyment, gdyż pojawiły się grudki podskórne na policzkach, ale poradził sobie z nimi peeling enzymatyczny. Teraz żadne niespodzianki nie wyskakują (no dobra, jedna jednodniowa krostka na brodzie tuż przed okresem), a stare powoli (naprawdę powoli!) giną. Zaczęłam się więc zastanawiać, czy podczas mojej wakacyjnej próby zaprzyjaźnienia się z OCM wysypu nie spowodowały inne czynniki, ale nie mogłam sobie przypomnieć, co nowego jeszcze wprowadziłam w tym czasie do mojej pielęgnacji. Być może był to krem Olay Active Hydrating, który do tej pory leży prawie nietknięty.
W każdym razie OCM mi służy, choć efekty pojawiają się bardzo powoli. W międzyczasie zmieniłam też nieco formułę mojej mikstury – używam oliwki Babydream für Mama i dodaję do niej kilka kropli olejku pichtowego. Uwielbiam ten zapach wieczorem, a jego obecność przyczynić się powinna do odkażenia twarzy. Same plusy!
Znacie się z którymś z wymienionych korektorów? A może znacie inne godne polecenia?