Po pięciu zaletach treningu w parze/w grupie czas na poruszenie tematu treningu solo. Ja nie stoję murem za jedną z tych opcji, bo każda ma swoje plusy i minusy. Wszystko zależy od tego co, kiedy i z kim trenuję 🙂 Zazwyczaj interwały wolę robić z kimś, bo tutaj czasami potrzeba naprawdę mega motywacji z zewnątrz, żeby dać z siebie jeszcze więcej. Za to na trening siłowy w większości przypadków wybieram się sama. Chociaż jeśli idę z partnerem, który robi klatkę w mój leg day, nie ma to dla mnie znaczenia, bo nie wchodzimy sobie w drogę.
Okej, lecimy z tematem!
Spis treści artykułu
TogglePrzerwy pomiędzy seriami
Mój normalny trening siłowy z rozgrzewką i rozciąganiem (przy pilnowaniu przerw między seriami i między ćwiczeniami) zajmuje mi mniej niż godzinę. Zdarzało mi się nawet wyrobić w 45 min., ale nie wliczałam w to stretchingu. Rekord najdłuższego czasu spędzonego na siłowni to bodajże 3:45. Trzy godziny i czterdzieści pięć minut. No dobra, wtedy przećwiczyłam całe ciało, zrobiłam cardio po siłowym i długą sesję jogi, ale idąc z kimś (nie licząc mojego męża, bo on robi wszystko w tempie ekspresowym 😛 ) rzadko udaje mi się zmieścić w dwóch godzinach. Dlaczego? Ano dlatego, że siłownia działa na niektórych jak alkohol i rozwiązują im się języki 😉 W efekcie tego przerwy między seriami nie trwają 45 sekund czy minutę, jak sobie założyłam, ale 3-5 minut – aż do “no dobra, lecimy z następną”.
Train your way!
Nie zawsze moje treningi na siłowni były uporządkowane, ale po kilku(nastu) tygodniach realizowałam już mniej więcej swój plan. Niejednokrotnie miała miejsce sytuacja, w której szłam na trening nóg umówiona z kimś, kto nienawidzi przysiadów, martwych ciągów, wykroków i w ogóle nóg nie chce robić, bo dziś wypada mu/jej klata i triceps albo w ogóle robi FBW, o czym dowiadywałam się już w szatni. A że osoby takie z racji mniejszego doświadczenia zazwyczaj prosiły mnie o pilnowanie techniki czy asekurację, czego nie mogłam robić z drugiego końca sali, kończyło się na tym, że ustępowałam i mój plan ulegał zmianom.
Kiedy idę sama, tylko ode mnie zależy, jakie ćwiczenia wykonuję i kiedy.
Wchodzisz i wychodzisz kiedy chcesz
Jeśli wolisz trenować rano i masz na to czas – idziesz trenować rano. Jeśli wolisz trenować rano i masz na to czas, ale Twój partner pracuje do 17, a zawsze trenujecie razem – jesteś na siłowni dopiero wieczorem, czujesz spadek energii, podnosisz mniej niż ostatnio i jesteś wściekły na siebie. Wniosek jest jeden.
Podobnie z wychodzeniem. Po treningu mężczyźni (choć nie wszyscy! 😀 ) idą prosto pod prysznic, wycierają się, ubierają i są gotowi do wyjścia. Kobiety są różne. Jednym wystarczy szybki prysznic, inne po każdym treningu myją głowę, a są i takie, które przed wejściem do kabiny prysznicowej spędzają 15 minut w saunie, a przed założeniem ciuchów jeszcze je prasują. A Ty siedzisz i umierasz z głodu 😉
Kiedy idziesz sam, od razu po wyjściu możesz iść coś zjeść i nie musisz obawiać się o zapuszczenie korzeni w oczekiwaniu na partnera.
Pełna koncentracja
Nie wiem jak Wy (podejrzewam, że ma tak większość osób, ale może się mylę?), ale ja nie jestem w stanie rozmawiać w trakcie np. wyciskania sztangi czy nawet uginania przedramion. Skupiam się wtedy maksymalnie na tym, co robię i nie zastanawiam się, co zrobić na obiad. Są jednak ludzie, którym nie przeszkadza to, że się do nich nie odzywam i prowadzą monolog. W sumie monolog nie jest jeszcze taki zły. Gorzej, gdy padnie pytanie albo nastanie cisza, w trakcie której powinnam wygłosić swoją opinię. Czasami żałuję, że nie mam ze sobą klamerki albo taśmy aluminiowej 😛
Wszystko w swoim tempie
Najgorzej jest na treningach cardio w terenie – bieganie, rower, narty, rolki… Ciężko jest znaleźć kogoś, kto biegnie/jedzie tym samym tempem, co Ty, ma taką samą kondycję i pokonuje takie same dystanse. Umawiasz się na trening z najlepszą przyjaciółką, po czym albo Ty ją, albo ona Ciebie musi gonić przez 3 km, po czym wysiada(sz) i kończy(sz), bo ledwo dyszy(sz).
Na siłowni występuje trochę inne zjawisko. Kiedy chodziłam na treningi ze znajomym, który trenował średnio regularnie (3 tygodnie nic, 1,5 tygodnia zrywu) zaledwie od 2 miesięcy, za wszelką cenę starał się mi dorównać w ciężarze i ilości powtórzeń, kalecząc przy tym technikę. Duuuuuużo musiałam mu tłumaczyć zanim sam uznał, że powinien iść swoim tempem i nie robić nic na pokaz, bo o kontuzję nie trzeba się długo prosić. Nader często widzę za to pseudo-pakerów uginających przedramiona hantlami 30+ kg i bujających się przy tym jak małpka na gałęzi, zastanawiając się, czy ćwiczą bardziej bicki, core, czy plecy i czy jutro wstaną z łóżka 😉
A jakie są wady i zalety treningu solo według Was? 🙂