Jedzeniowa organizacja

Jakiś czas temu otrzymałam na asku pytanie o to, jak “organizuję się posiłkowo”. Szczerze mówiąc, trochę mnie to rozbawiło, bo mistrzem organizacji na pewno nie można mnie nazwać 😉 Z pewnością jednak jestem mistrzem prokrastynacji i tracenia czasu na głupoty. Mimo wszystko zdrowe odżywianie jest na szczycie mojej listy priorytetów, a ponieważ uwielbiam gotować, spędzam dość sporo czasu w kuchni przyrządzając kolejne posiłki. I jestem pewna, że każdy, komu zależy na zdrowym odżywianiu się, znajdzie godzinkę dziennie (czy nawet co drugi dzień) na przygotowanie całodziennego menu.

W pytaniu zostało podniesione to, że pracuję, studiuję i jestem aktywna – to fakt. Ale nie chcę Wam dawać złudnego obrazu zapracowanej studentki niemającej chwili dla siebie, dlatego najpierw kilka słów wyjaśnień.
Przez ostatni rok moje studia ograniczały się do 1,5h obowiązkowych zajęć tygodniowo, nie były więc zbyt absorbujące. Oczywiście przed egzaminami poświęcałam nauce znacznie więcej czasu, ale mimo wszystko nie było to zbyt uciążliwe.
Jeśli chodzi o pracę, to pracuję tylko 4 godziny dziennie. Fakt faktem na dwie zmiany, co sprawia, że nierzadko pora obiadu (a najczęściej II śniadania i obiadu) wypada akurat w pracy, ale przyzwyczaiłam się do tego i nie sprawia mi to w tym momencie żadnych trudności.
Co do aktywności i przebywania poza domem – treningi zajmują mi nie więcej niż godzinę dziennie (łącznie z rozgrzewką i rozciąganiem). Nie jestem fanką wielogodzinnych treningów, zdecydowanie bardziej wolę maksymalnie intensywne, ale krótkie workouty. Trening właściwy rzadko kiedy przekracza u mnie pół godziny. Jeśli chodzi o przebywanie poza domem, to od poniedziałku do czwartku właściwie tego czasu nie ma. Od czasu do czasu wyjdę gdzieś ze znajomymi, raz w tygodniu na zakupy (choć najczęściej robię je wracając z pracy) i to właściwie tyle. Weekendy spędzam w większości z moim narzeczonym, gdyż to jedyne dni, kiedy mamy okazję się spotykać. Wtedy też treningi odchodzą zazwyczaj w odstawkę, chyba że ćwiczymy razem. Ponieważ w te dni wszystkie decyzje dotyczące spędzania czasu podejmujemy spontanicznie, moje odżywianie znacznie różni się od tego, które uskuteczniam w pozostałe dni. Stąd też wpis podzielę na odpowiednie części.

Wariant I

To dni, kiedy do pracy mam na rano (9-13). Śniadanie jem wtedy zazwyczaj ok. godziny 8:20-8:30, chociaż zdarza mi się też zjeść je tuż po przybyciu do pracy. Zabieram też ze sobą drugie śniadanie (zjadam je ok 11:30-12) i zazwyczaj jest to jakiś “gotowiec” typu serek wiejski+owoc+orzechy albo kawałek upieczonego wcześniej ciasta.
Wracając z pracy robię zakupy na obiad, jeśli nie mam akurat nic w domu i po przyjściu z pracy zabieram się od razu za gotowanie. Obiad jem ok. godziny 15.
Podwieczorek najczęściej jem na słodko (kasza z owocami, deser na bazie serka wiejskiego albo twarogu) albo w wersji z rybami bądź strączkami. Spożywam go ok. godziny 18-18:30.
Kolacja to albo odzywka białkowa, albo ryba, albo placki, albo serek wiejski/twaróg – wszystko (poza odzywką) z owocami bądź z warzywami. Jem ją ok. 21:30, po treningu.

Wariant II

Dni, kiedy pracuję po południu (13-17). Mogę sobie wtedy pozwolić na dłuższy sen i chętnie z tego przywileju korzystam. Śniadanie jem wtedy różnie, najczęściej ok. godziny 10.
Drugie śniadanie wypada mi wtedy ok. 13, dlatego też zabieram je zazwyczaj do pracy razem z obiadem. Na jego przygotowanie mogę poświecić trochę więcej czasu, więc nie ograniczam się do gotowych produktów, ale robię np. naleśniki, placki czy słodkie desery. Jeśli mam akurat upieczone ciasto – zabieram je ze sobą.
Obiad jem również w pracy, ok. godziny 16. Przygotowuję go przed wyjściem z domu, a w składniki potrzebne do jego zrobienia (jeśli akurat nie mam ich w domu) zaopatruję się dzień wcześniej wracając z pracy.
Podwieczorek zjadam już po powrocie do domu, ok. 19:00. Ok. 1,5-2h po nim robię trening i po potreningowym prysznicu jem kolację (21:30-22).

Wariant III

Weekendy. Tutaj jest tylko jedna reguła: ZAWSZE jem śniadanie przed wyjściem z domu. Staram się też zabierać ze sobą coś na przekąskę na wypadek zbyt dużej odległości między kolejnymi posiłkami i ataku małego głoda: wafle ryżowe posmarowane masłem orzechowym/twarożkiem/fit-nutellą/(…), bakalie, owoce, fit batony, kefir. Ponieważ oboje z moim narzeczonym mamy spore rodziny, najczęściej jest tak, że przynajmniej jeden weekendowy posiłek zjadamy u czyjejś babci/cioci/siostry/mamy/(…). Zazwyczaj nie mam wtedy żadnego wpływu na menu, więc po prostu staram się wybierać takie potrawy, które nie są niezdrowe. Większość osób, które odwiedzamy, wie o tym, że unikam potraw smażonych na oleju, nie lubię ziemniaków, a od ciast wolę owoce (i wiele innych moich “wymysłów” ;)), dlatego przeważnie nie mam problemu z wyborem dań, które nakładam na talerz i zawsze znajdę coś dla siebie, a czasami nawet zostanę dopuszczona do kuchni, aby przyrządzić coś po swojemu czy pochwalić się nowym przepisem. 

Na koniec napiszę raz jeszcze to, co wielokrotnie powtarzałam na blogu, ale być może nie wszyscy nowi czytelnicy do tego dotarli. Nie liczę kalorii ani makroskładników. Robiłam to kilka lat temu i uważam, że to najgorsze bagno, w które mogłam wpaść. Jem to, co chcę, zamieniając wersje niezdrowe na fit. Do prawie każdego posiłku dodaję węglowodany, tłuszcze, białka i owoce/warzywa, które są źródłem witamin i mikroelementów. I bardzo dużo eksperymentuję w kuchni 🙂

Podane propozycje posiłków nie są sztywne i są tylko przykładami. Często na instagram i na facebooka wrzucam zdjęcia moich dań, dlatego zaglądajcie tam, jeśli szukacie inspiracji 🙂

Jak wygląda u Was jedzeniowa organizacja?

0 komentarzy do “Jedzeniowa organizacja

  1. Zgadzam się z Tobą że liczenie makro może okazać się zgubne dla nas.. najlepsze wyjście to zdrowe i racjonalne jedzonko a ty wyglądasz i gotujesz śwetnie 😀

  2. Bardzo bardzo zdrowe podejście do tego wszystkiego i uwielbiam to w Tobie 🙂 organizacja świetna i wbrew pozorom nie jest trudna, trzeba tylko się przyzwyczaić i dobrze wszystko zaplanować 🙂

  3. Przeraża mnie liczenie makro, chyba kompletnie się do tych numerków nie nadaję
    nie potrafiłabym siedzieć i skanować wszystkich produktów by wiedzieć ile białka spożyłam w ciągu dnia
    nie potrafiłabym, a może nie potrafię, boję się, nie wiem jak do tego podejść…sama nie jestem do końca pewna, ale na razie najważniejsze, abym pozbyła się złych nawyków

  4. Ja też kiedyś bawiłam się w liczenie kalorii, ale teraz nauczyłam się komponowac posiłki zupełnie bez tego. I uważam, że tak jest lepiej – jak zna się podstawy zdrowego odżywiania i unika się okreslonych produktów, to liczenie makro jest zbędne 🙂 Przede mną październik i masa zajęć na uczelni, a potem wieczorne treningi, więc na pewno będę musiała ładnie wszystko ogarnąć pod względem jedzenia, szczególnie, ze dieta bezglutenowa bardzo ogranicza mi możliwości kupowania posiłków poza domem 😉 Ale wszystko jest dla ludzi!

  5. U mnie wygląda to bardzo podobnie jak u Ciebie, z tym, że w pracy spędzam 2 razy więcej czasu. Odżywianie się zdrowo nie jest problemem, wystarczy tylko odpowiednio dobierać składniki i wszystko jest w porządku. Sama nie jestem jakimś aniołkiem żywieniowym, bo "wpadki" też się zdarzają, jednak staram się : )

  6. Fakt liczenie kalorii nie ma sensu, już dawno się o tym przekonałem. Kaloria kalorii nie równa. Bardzo dobra organizacja 🙂 No i w trzech wariantach. Dobra organizacja to połowa sukcesu. Bez dobrego planu nawet najlepsze diety i rygorystyczne treningi mogą nie przynieść efektów, ale u Ciebie wszystko działa jak w zegarku 🙂 DBAM O FIGURĘ

  7. mnie łatwiej jest się zorganizować jedzeniowo w tygodniu, albo jeżeli mam jakieś sztywne plany (treningi, biegi). jak cały czas wolny to ciężko mi jakoś to ogarnąć 😉

  8. Ja w ogólenie jestem zorganizowana jedzeniowo za nic mi to nie wychdzi:( ostatnio po pracy jestem tak zmeczona:( że marze tylko o łóżku:(

  9. A ja uwieeelbiam się organizować 😀 Nie lubię takiego jedzenia na wynos, ale niestety czasami trzeba 🙁 A ja mam takie troszkę.. inne pytanie 😀 Jakie masz pudełka? Ja poszukuję takiego, które będzie trzymało dość długo ciepło..
    Chciałabym też zaprosić Cię na mojego bloga o trochę… nietypowej, ale myślę, że pomocnej tematyce… Mam nadzieję, że w wolnej chwili zajrzysz http://trefonds-de-juliette.blogspot.com 🙂

  10. Jeśli ktoś obsesyjnie dba o sylwetkę, to na pewno, bo prawda jest taka, że dokładne liczenie makr da lepsze i szybsze efekty niż po prostu zdrowe odżywianie. Ja doszłam do takiego momentu, kiedy siedząc przy wielkanocnym stole, na kolanach miałam wagę… To już było za wiele 😉
    Dziękuję, dziękuję 😀

  11. Mądre podejście. Czasami chce mi się śmiać z ludzi, którzy z jednej strony poszukują odpowiedzi na pytania typu: "co jeść przed/po treningu?", "które owoce mają najmniej cukru?", a z drugiej codziennie na drugie śniadanie jedzą drożdżówkę. Zła kolejność priorytetów 😉

  12. Ja przez ten rok mieszkałam w swojej rodzinnej miejscowości i dojazd w jedną stronę zajmował mi 2h, do tego czekanie na pociągi, odwiedziny znajomych, od czasu do czasu seminarium i schodził cały dzień 😉 Ale nawet wtedy miałam torebkę wypakowaną zdrowym jedzonkiem 🙂

  13. A w czym jest problem? Może źle do tego podchodzisz?
    Ja też często jestem zmęczona po pracy, szczególnie teraz, w tym przejściowym okresie jesiennym, ale kiedy widzę, że mam całą kuchnię dla siebie, wstępują we mnie nowe siły 😀

  14. Ja tam lubię właśnie takie "na wynos" 🙂
    Od dłuższego czasu zabieram się za zrobienie filmu o nich… A skoro już mi przypomniałaś, to postaram się to ogarnąć w przyszłym tygodniu 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę