Kiedyś myślałam, że bieg powyżej 10 km/h to hardcore, marzenie nie do spełnienia, cel nie do osiągnięcia… A tu proszę: w ciągu ostatniego tygodnia dokonałam tego dwa razy! Pierwszy bieg, kiedy na liczniku pokazała się średnia prędkość 10,4 km/h był dla mnie istnym szokiem. Nie zerkam na telefon W czasie treningu i dopiero w momencie wyłączania aplikacji dowiaduję się o swoim czasie i prędkości (reszta średnio mnie interesuje). I zazwyczaj łapie mnie zaskoczenie, bo według mojego “wydaje-mi-się” biegłam szybko, a średnia prędkość to niewiele ponad 9 km/h.
Tym razem również czekała mnie niespodzianka, bo szczególnie w czwartek biegło mi się niespodziewanie dobrze (czyt. nie dyszałam, czyli nie wkładałam w bieg zbyt dużo wysiłku) i nie liczyłam nawet na bicie rekordów. Chciałam przebiec się spokojnie i utrzymywać równe tempo. W dodatku po drodze mijałam bezpańskiego psa, przy którym musiałam całkowicie zwolnić i iść, więc z pewnością zabrało mi to kilkanaście sekund.
Wczoraj natomiast źle stanęłam i wykręciłam kostkę. Bałam się, że będę musiała zawrócić, ale po kilku sekundach ból minął i mogłam biec dalej.
Mimo tych przeszkód wyniki są lepsze niż się spodziewałam i jestem z nich bardzo zadowolona!
Pisałam coś o marzeniach nie do spełnienia? Teraz marzę o 10,5 km/h i wiem, że to się uda! 🙂
Poniżej statystyki:
8 sierpnia |
12 sierpnia |
Kiedy się chce, można osiągnąć wszystko! A dla takich widoków, jak ten z wczorajszego treningu, naprawdę warto biegać.
Jutro jadę do Gdańska na towarzyski mecz Polska-Dania i już przebieram nogami z niecierpliwości! Sprzedano prawie komplet biletów, więc zapowiada się naprawdę ciekawe widowisko – nawet jeśli nie na boisku, to na pewno na trybunach.
A skoro już tam będę – może polecicie mi jakąś trasę biegową albo ciekawe miejsce na trening we Wrzeszczu albo niedalekiej okolicy? 🙂
Zobacz też
- przez Maggie