Przy recenzjach kosmetyków często umieszczam informację, czy zawierają one SLS lub SLES i zazwyczaj pada przynajmniej jedno pytanie o to, czym są te związki. Dziś odpowiem na nie na blogu i napiszę również, dlaczego należy ich unikać.
Bo należy. I dziwię się, kiedy widzę u osoby dbającej o swoje zdrowie kosmetyki, które SLS/SLES zawierają. Mam nadzieję, że wynika to tylko i wyłącznie z niewiedzy i że po tym wpisie nie kupicie więcej żelu pod prysznic z tymi związkami w składzie tylko dlatego, że ładnie pachnie.
SLS (Sodium Lauryl Sulfate) to po polsku laurylosiarczan sodu. SLES (Sodium Laureth Sulfate/Sodium Lauryl Ethoxy Sulfate), jego brat, to etoksylowany (zawierający przyłączoną grupę etoksylową -O-CH2-CH3) SLS. Związki są więc blisko ze sobą spokrewnione i mają niemalże identyczne właściwości.
Oba są silnymi detergentami wchodzącymi w skład m.in. proszków do prania, płynów do mycia naczyń, nawet szamponów samochodowych i niestety również wielu kosmetyków: żeli pod prysznic, mydeł czy szamponów, a w składzie znaleźć je można pod nazwami, które podałam wyżej w nawiasach. Samo to, że SLSy są składnikiem tak silnie myjących produktów powinno dać do myślenia. Nie wiem, czy jakikolwiek człowiek jest w stanie wybrudzić swoją skórę czy włosy tak, jak np. samochód. Weźcie również pod uwagę to, że auta czy podłogi nie myje się codziennie, a skórę (szczególnie rąk) nawet kilka razy w ciągu dnia. Dodajmy do tego jeszcze fakt, że SLS i SLES kumulują się w organizmie i mamy bombę z opóźnionym zapłonem. Nie dotarłam do badań, które mówiłyby o wpływie SLS/SLES na organizm od wewnątrz, ale sam fakt kumulowania się w moim ciele substancji, której używa się do mycia podłóg nie brzmi zachęcająco.
|
Amway. Uniwersalny płyn czyszczący. |
Głównym zadaniem SLS i SLES jest wiązanie tłuszczu. I o ile wydaje się to logiczne w stosunku do płynów do mycia naczyń, tak całkowicie pozbawione logiki jest stosowanie ich na ciało. Skóra posiada swoją lipidową warstwę ochronną, która m.in. zapobiega jej wysuszaniu. Za każdym razem, kiedy używamy środka z którąś z tych substancji, niszczymy tę barierę, dodatkowo wysuszając skórę. Sucha skóra jest o wiele bardziej podatna na uszkodzenia i zakażenia, pojawiają się na niej krosty, cysty, kaszaki, plamy; może występować trądzik, jak i może to doprowadzić to do atopowego zapalenia skóry, łuszczycy czy łupieżu. SLS/SLES zaburzają również naturalne wydzielanie łoju, co prowadzić może do przetłuszczania się skóry, szczególnie twarzy, czy nawet łojotoku.
Tak naprawdę skóra nie potrzebuje ton balsamów, lotionów, maseł, kremów czy innych cudów-niewidów, bo sama świetnie potrafi zadbać o swoje nawilżenie – wystarczy tylko jej nie wysuszać detergentami.
Ale nie tylko skóra jest zagrożona. SLS działają drażniąco także na błony śluzowe. W wyniku tego może pojawić się wysuszenie śluzówki i przewlekły ból gardła, jak i uczucie suchości w nosie.
SLS są również nieprzyjazne dla oczu. To właśnie ten składnik jest odpowiedzialny za ich szczypanie podczas mycia włosów i to przez niego producenci kosmetyków do oczyszczania twarzy zalecają omijanie okolic oczu. SLS bowiem po dostaniu się do oka może spowodować zaćmę lub je uszkodzić w inny sposób.
Dlaczego SLS/SLES są więc stosowane w kosmetykach? No cóż, jeśli nie wiadomo, o co chodzi – chodzi o pieniądze. SLS są chyba najtańszymi składnikami myjącymi. Nie kierujcie się jednak ceną przy wyborze “myjadeł” – również kosmetyki z wyższej półki zawierają SLS lub SLES. Zdarza się nawet, że dermokosmetyki przeznaczone do skóry suchej lub wrażliwej mają je w swoim składzie.
|
Nivea, Aqua Effect, Żel do mycia twarzy do cery mieszanej i tłustej
|
|
Iwostin, Purritin, Pianka oczyszczająca |
|
Johnson’s Baby, Szampon |
|
Isana, Mydło w płynie róża & jogurt |
I odwrotnie – z powodzeniem znajdziecie naprawdę tanie kosmetyki, które SLS nie zawierają. Na zdjęciu kilka z mojego arsenału – wszystkie dostępne w Rossmannie w naprawdę niskich cenach.
|
Babydream, Szampon |
|
Alterra, Mydło w płynie mandarynka i jojoba |
|
Facelle Intim, Żel do higieny intymnej |
|
Rival de loop, Żel do mycia twarzy |
|
Alterra, Żel pod prysznic mak i migdał |
Jest tylko jedna wada odstawienia SLS/SLES, o której zawsze słyszę od moich znajomych, którym polecam używane przeze mnie produkty. Mianowicie nie ma środka bezpiecznego dla nas, który pieniłby się tak bardzo, jak SLS. Nie oznacza to, że nie pienią się one wcale, ale ta piana jest naprawdę symboliczna. Nie mniej jednak łatwo jest się do tego przyzwyczaić i ta jedna mała zaleta SLS nie jest w stanie mnie do nich przekonać. Mam nadzieję, że Was już teraz również nie przekona 🙂
Źródła:
http://www.phenome.pl/pl/main/baza-wiedzy-phenome/niebezpieczne-skladniki-w-kosmetykach/sls-oraz-sles
http://pubchem.ncbi.nlm.nih.gov/summary/summary.cgi?cid=3423265#x50
http://hazmap.nlm.nih.gov/category-details?table=copytblagents&id=7127
http://www.cdc.gov/niosh/ipcsneng/neng0502.html
Jeżeli chodzi o związki SLS i SLES to mam tylko doświadczenie jeśli chodzi o szampony do włosów i tylko na nie zwracam uwagę. SLES nie jest jeszcze tak bardzo groźne i zawarte w szamponach typu Barwa świetnie oczyszcza włosy i używam go raz w tygodniu, bo włosy tego potrzebują by usunąć nadmiar silikonów 🙂
Masz rację – SLSy i SLESy strasznie wysuszają skórę, co można łatwo zaobserwować. i dobrze, że w rossmannie można znaleźć tyle łatwo dostępnych i cenowo przystępnych produktów bez nich 😉 co do ostatniego kosmetyku – Alterry, to czytałam kiedyś na blogu u Kascysko, że sodium coco sulfate też delikatny nie jest – tu wklejam link do tej notki: http://kascysko.blogspot.com/2012/06/sls-sles-als-i-scs-detergenty-w-myciu.html
niestety, ale co do tego sama nie jestem w stanie się wypowiedzieć, jeśli chodzi o kosmetyki alterry, to mam ich jeden szampon, ale używam rzadko (na zmianę z innymi) i nie mam zdania na temat jego delikatności 😉
Kasia
Przyznam że nie wiedziałam o tym,ale przy zakupach chyba spojrzę na ten skład. Dla mnie najlepsze są kosmetyki dla dzieci,ale nie wiem czy i one nie zawierają tych dwóch związków.
Niestety wiele osób ignoruje ten fakt, że Sls szkodzi i liczy się tylko cena, wydajność, jakiś czas temu zrezygnowałam z Sls w Szamponach , żelach do ciała i do mycia twarzy, jednak znaczącej poprawy stanu skóry nie ma i nie będzie , taka skóra, balsam nawilżający musi być.
Gdy czasem podam na moim blogu np. cenę Szamponu bez Sls i z ekocertyfikatami, to tylko są komentarze , że drogi, każdy ignoruje te certyfikaty , przykre to jest, niestety nasze zarobki w pl każą nam sie myć byle czym …
Po drugie produkty bez sls są nie wydajne , trzeba zużyć tonę żelu aby się umyć, uświadomiłam to sobie stosując żele Alterry , kiedy to ostatnio kupiłam Lirene z sls i ten to się dopiero pieni , niestety już mi wysuszył skórę.
Zgadzam się więc z Twoim zdaniem i podpisuje się pod tym co piszesz, ale nasze zdanie to kropla w morzu, produkty z Sls i tak będą się świetnie sprzedawać .
bardzo ciekawy artykuł 🙂 sama zastanawiałam się czym w ogóle są te SLS 😉 ostatnio zaczęłam zerkać co je zawiera, ale bardziej z ciekawości, bo ich zawartość mi nie przeszkadza i nie wpływa źle na moją skórę, np. szampony bez SLS tragicznie wpływają na moje włosy, mam wtedy taką szopę i włosy w każdym kierunku, puszą się strasznie i nie sposób je niczym ułożyć 😉
Ja nie używam produktów z silikonami, a jeśli już, to takimi rozpuszczalnymi w tłuszczach lub wodzie, więc oczyszczam włosy raz na 2-3 miesiące 🙂 Przy czym muszę pilnować, żeby były to tylko włosy, a nie skóra głowy, bo po kontakcie z SLES mocno mi się przetłuszcza.
Dzięki za tego linka, muszę zgłębić temat. Bo o ile SLS/SLES powodowały u mnie wysuszenie skóry i jakieś dziwne krosty, tak przy stosowaniu SCS tego nie zauważyłam, skóra jest gładka, nieprzesuszona, bez żadnych niespodzianek. Będę musiała chyba poszukać czegoś innego albo wrócić do Facelle 😉
Jak widać wyżej – nawet szampon Johnson's ma SLES. Nie należy ślepo ufać temu, że coś przeznaczone jest dla dzieci, do skóry wrażliwej czy jest dermokosmetykiem. Tak jak w przypadku jedzenia, trzeba czytać składy 🙂
Hmm, co do wydajności to się nie zgodzę. Mnie żel Alterry wystarcza na ok. 2 miesiące, więc chyba jest całkiem nieźle?
Co do balsamów – ich również nie używam ze względu na to, że większość zawiera chociażby parafinę czy oleje mineralne. Jedynie latem smaruję się oliwką, ale to raczej nie z wysuszenia, a dla estetyki 😉 Ale masz rację – każda skóra jest inna i może tak być, że Twoja potrzebuje dodatkowego nawilżenia.
I zgodzę się z tym, że takie produkty będą się sprzedawać. Głównie dlatego, że tak ładnie pachną czy zawierają chociażby masło shea – nieważne, że na ostatnim miejscu w składzie.
A nie przemawia do Ciebie to, że SLS przenika do komórek i się w nich zatrzymuje? Mnie to przeraża 😀
Co do włosów, to najprawdopodobniej nie różnica wynikająca z SLS czy jego braku, ale kwestia silikonów. Zazwyczaj szampony z SLSami mają je w składzie właśnie po to, aby nie było widać spowodowanego nimi przesuszenia.
Ten składnik to morderstwo dla mojej suchej skóry. Unikam go jak ognia, inaczej skóra schodzi ze mnie płatami.
Uuu, aż tak? O takich historiach nie słyszałam…
rewelacyjny post!! zaraz lece sprawdzic moje kosmetyki!! ale ze nawet w kosmetykach dla dzieci??? to jest dopiero chamstwo!!
Jak dobrze, że 80% moich kosmetyków jest naturalnego pochodzenia i nawet pobiegłam do łazienki i sprawdziła inne kosmetyki czy zawierają ten składnik i nie 😀 jupii 😛
No niestety. Dlatego warto czytać etykiety i być świadomym konsumentem 😉
W naturalnych kosmetykach też mogą znajdować się SLSy, ale na szczęście rzadko się to zdarza 😉
Agnes-natural 😀
To prawda SLS jest również w pastach do zębów
dało mi to do myślenia. niby wiedziałam, że to mocne detergenty, ale no bez przesady przecież. od lat się tym myjemy i nic strasznego nikomu się nie dzieje. nie mam skóry ani suchej ani wrażliwej i nie wiem, gdzie leży granica za którą znajduje się przesada.
na tak długo Ci starczyła alterra , jestem zaskoczona
A ja jestem zdziwiona, że Tobie wystarcza na tak krótko 😀 Nie wiem, czy używasz gąbki/rękawicy/szczotki/czegokolwiek do mycia się, bo ja tak – i być może w tym tkwi różnica 🙂
Niestety jest. I to w ich znakomitej większości…
Granicę każdy ustala sam 😉 Ja nie używam SLSów wcale, chyba że nie mam wyboru – np. mydło w czyjejś łazience. A to, czy "nikomu nic się nie dzieje" jest niezbadane. Na mnie jak magnes (z tym, że w konfiguracji S-S lub N-N :P) działa stwierdzenie, że coś się kumuluje w organizmie. Nie wiadomo, czy SLS nie jest chociażby czynnikiem kancerogennym. Jeśli mogę go unikać, to to robię i będę robić 😉