Ostatnio dostaję bardzo dużo zapytań o mój sposób odżywiania się, dzienne menu, wielkość porcji i inne, dość szczegółowe dane. Postanowiłam odpowiedzieć na nie (a przynajmniej na ich część) w tym wpisie – o wiele łatwiej będzie mi odsyłać do niego niż każdej z Was odpisywać w wiadomościach czy komentarzach to samo.
Chcę też stworzyć serię z dziennym fotomenu, co sugerowałyście mi w ankiecie blogowej, ale zrobienie zdjęć wszystkim posiłkom w ciągu dnia jest dla mnie ciężkim zadaniem. Będę się jednak starać, obiecuję! A póki co zapraszam tutaj.
Zasady mojego odżywiania można sprowadzić do kilku reguł:
- Minimum 4 posiłki dziennie.
- Minimum 2 litry płynów dziennie, w tym 1,5 litra wody.
- 0 słodyczy i fast foodów.*
- W każdym posiłku źródło białek, węglowodanów i tłuszczy (poza posiłkiem przedtreningowym) oraz porcja owoców lub warzyw.
- Nie zaspokajam głodu ani nie przejadam się, po prostu się najadam – to a propos pytania o wielkość porcji.
- Jeśli czuję głód pomiędzy posiłkami, nie waham się podjadać. Robię wtedy smoothies, jem orzechy, owoce lub warzywa.
- Kupuję przede wszystkim produkty „pierwsze”, a jeśli mam ochotę na coś gotowego – zawsze czytam etykietę.
* Nie jestem święta i zdarza mi się zjeść kostkę nie-fit czekolady, spróbować babcinego ciasta czy wciągnąć kebaba. Staram się jednak nie ulegać chwilowym pokusom i jeśli już jem fast fooda, to tylko z braku innej możliwości, a słodyczy naprawdę próbuję – nie zjadam całej tabliczki czekolady na raz, smak można przecież sprawdzić zjadając jedną kostkę.
Jestem świadoma tego, jak na organizm działają tłuszcze trans, cukier, syrop glukozowo-fruktozowy i inne świństwa, dlatego nie pozwalam sobie na takie wyskoki częściej niż raz w miesiącu. Nie znaczy to jednak, że co miesiąc pozwalam sobie na cheat-meala.
Najczęściej pojawiające się pytania dotyczyły kalorii i rozkładu makroskładników. Nie liczę ani pochłanianych kalorii, ani zawartości białka, węglowodanów i tłuszczy. Pewnie gdybym to robiła, wyglądałabym o wiele lepiej, ale po prostu nie mam na to czasu, a ponad wygląd przedkładam zdrowie – również to psychiczne. Dlatego też pozwalam sobie na zdrowe zachcianki bez wyrzutów sumienia.
Jeśli macie jeszcze jakieś pytania – zadawajcie je w komentarzach. Odpowiem na wszystkie 🙂
Co masz na myśli pisząc że nie zaspokajasz głodu? Chyba nie do końca zrozumiałam o co chodzi 🙂 Ja mam ze słodyczami ogromny problem, jak już otworzę coś, to ciężko mi się powstrzymać, żeby nie zjeść wszystkiego 🙁
Może nieprecyzyjnie się wyraziłam – chodzi mi o to, że to coś więcej niż zaspokojenie głodu. Po zjedzeniu np. banana byłabym głodna godzinę później.
Ja nie kupuję słodyczy i nie mam takiego problemu 😉
bardzo zdrowo 🙂
tak trzymaj! ;*
Dzięki, dzięki 🙂
nigdy w życiu nie jadłam kebaba 😛
wszystkie punkty podobne do moich, tylko mam problem z białkami, ale ciągle z tym walczę:)
Serio? 😀 Dla mnie to jest właściwie jedyny fast food, którego zdarza mi się zjeść 😉
U mnie z białkami nie ma żadnego problemu, z serka wiejskiego, jajek albo twarogu można wyczarować różne cuda 🙂
wiem i często takie coś robię, ale zawsze jest za mało, teraz staram się bardziej pilnować:)
To wchodzi w krew 🙂 Kilka dni pilnowania się i będziesz dodawać białko do każdego posiłku 😉
Cieszę się że zdecydowałaś się napisać o tym:) Ja nadal walczę z tym o czym rozmawiałyśmy,a takie wpisy z racjonalnym podejściem są bardzo inspirujące:)
Widząc Twoje ''Fotomenu'' zauważyłam parówki z wartościowym składem gdzie jest samo mięso,mogłabyś napisać gdzie kupiłaś i z jakiej firmy?:)
Parówki z wartościowym składem? Powinno się o tym książki pisać, na wystawy z tym jeździć 😀
Bardzo mi się podoba Twoje podejście do jedzenia. Ja akurat liczę makroskładniki i pomaga mi to w utrzymaniu sensownego jedzenia, poza tym mam poczucie spokoju, że nie jem przypadkowych rzeczy, bo często mi się zdarza nie dojadać, gdy tego nie robię :/
Setterka – tylko gdzie to "racjonalne podejście" się zaczyna i gdzie kończy? O tym też chcę napisać, bo zdarza mi się widzieć wpisy z tekstami "jesteśmy tylko ludźmi", "zjadłam całą czekoladę, bo to magnez", "nie ma co sobie odmawiać, żyje się raz" i im podobne.
Co do parówek, to były to pewnie te z Drobimexu, 93% mięsa. Są prawie wszędzie, bo widziałam je i w realu, i w carrefourze, i w mniejszych sklepach 🙂
Zelpy – wartościowy skład to może za dużo powiedziane, ale zerknij do zalinkowanego wyżej artykułu – zero śmieci.
Ja oczywiście nic do liczenia makro nie mam, wręcz chciałabym mieć czas i zapał do robienia tego. Więc chwała Tobie 🙂 Ale słuchając swojego organizmu nie zdarzają mi się takie sytuacje, że jestem nie najedzona czy przejedzona. Instynktownie już wiem, jak powinna wyglądać moja porcja.
No właśnie trzeba znać granicę,która jest naprawdę bardzo cienka. A u Ciebie jest racjonalnie bo słuchasz organizmu,wiesz co wybierać,znasz umiar,ale i nie odmawiasz sobie zbyt rygorystycznie ''zakazanych'' produktów. I to jest dobre.
Bardzo ciekawy wpis można znaleźć u Alicji. Tam też jest dyskusja na ten temat:) http://fitbody86.blogspot.com/2014/02/niepokojace-zjawiska-ufo-fitnessowe-d.html
U mnie rachunek wyszedł prosty: najlepiej karmię swoje ciało na liczonej diecie i dobrze mi z tym. Mam nadzieję wypracować sobie dobre, "nieliczone" nawyki, ale teraz czas redukcji – czas dyscypliny 🙂 moje ciało mówi mi, że to działa, niewiele w tym sztucznych ustaleń. Najważniejsze to umieć słuchać siebie 🙂 podpatrzę, co tam linkujecie.
Setterko – właściwie to odmawiam, ale one mnie rzadko kuszą. Zazwyczaj raz w miesiącu [if you know what I mean], choć i to nie zawsze.
Widziałam wpis Alicji, choć nie do końca się z nim zgadzam 😉
Zielpy – jeśli Tobie jest z tym dobrze, to tym lepiej. No i na redukcji liczenie makro jest prawie zawsze konieczne, więc nie dziwię się, że to robisz 😉
Sprawdziłam w końcu ten skład parówek, myślę, że kwestia azotynu sodu może być dyskusyjna, szczególnie, jeśli spożywać to mają dzieci.
Z tego co wiem, to te parówki nie są reklamowane jako produkt typowo dla dzieci. Ale abstrahując od tego – azotyn sodu jest tu na ostatnim miejscu w składzie. Pewnie, że bez niego byłoby idealnie, ale nie da rady znaleźć wędliny niekonserwowanej takim czy innym środkiem. Według mnie to są i tak najlepsze parówki dostępne na rynku 😉
Czy ja dobrze zrozumiałam, tylko raz w miesiącu zjesz kawałek czekolady? Chyba bym umarła! 😀
Kupnej czekolady – tak, a nawet rzadziej. Zazwyczaj jest to coś słodkiego przywiezionego zza granicy, czego chcę spróbować.
Ale kombinuję w kuchni z kakao i robię własne "czekolady", które jem o wiele, wiele częściej – tak samo jak te o dobrym składzie 😉
Wstaw na nie przepis w jednym wpisie:D
O Kochana, tyle ich już było… 😉 Jak znajdę idealną recepturę, to wrzucę 🙂
Mi się np. Zdarzyło, że ostatnie 3 dni poszalałam.. I mam poczucie winy przez to i czuję się jakby przytyła z 1kg znowu.. Jednego dnia jadłam zdrowo ale dużo i przerwy były tylko między śniadaniem i obiadem i na kolacje miska błonnika i za dużo kanapek.. Drugiego dnia poszłam do babci no i zjadłam te 10 cukierków.. A wczoraj dobrze się trzymałam, a na kolację zjadłam 4 wafle ryżowe, sałatkę z banana i pomarańczy i chyba z 6 plastrów boczku wędzonego.. ale potem poszłam pobiegać 😀 Mimo wszystko mam poczucie winy..
Przygotowuj własne słodycze i zabieraj ze sobą – cukierki u babci nie będą wtedy kusić. Polecam blok czekoladowy 🙂
Takie podejście (tzn. "zjem, a później wybiegam") jest okej, jeśli zależy Ci na szczupłej sylwetce. Jeśli na zdrowiu – absolutnie nie. Wybiegasz tylko kalorie, a w organizmie wciąż zostanie ta chemia, utwardzone tłuszcze, a cukier też zdąży zrobić swoje.
Skoro widzisz efekty to nie ma sensu liczyć kalorii czy makro, tym bardziej jesli nie chcesz byc fitnesską 🙂 a widać ze masz sporą wiedzę na temat żywienia, niektórzy mogliby się uczyć 🙂 pozdrawiam
Póki co nie aspiruję do takich tytułów. Mam inne rzeczy na głowie 🙂 Mimo to uważam, że nie jest ze mną ta źle 😉
zdrowie jest najważniejsze! również to psychiczne 🙂 a takie skupianie się na liczeniu kalorii, no cóż, z własnego doświadczenia wiem, że bywa męczące i można popaść w jakąś obsesję 🙂 poza tym, czy liczenie kalorii i makroskładników jest naprawdę takie ważne? osobiście uważam, że nie, najważniejsze to jeść po prostu zdrowo i to, co się lubi 🙂
Taaaak, to czasami zakrawa o paranoję. Będąc na diecie 1000 kcal siedziałam przy wielkanocnym stole z wagą stołową na kolanach – wtedy to było dla mnie bardzo ważne, teraz widzę, że byłam po prostu w jakiejś obsesji.
Zdrowe odżywianie to klucz! 🙂
Oby tak dalej 😉
Dzięki 🙂
Cześć, zastanawiam się nad dietą, znalazłem taki ranking, którą polecacie? http://www.topsuplementy.com/ranking-diet/